Szałasiska, lato 1998 roku. Wpadłem na kolację do Relaksu, gdzie przy stole poznałem bardzo energicznie opowiadającego gościa. Przyjechał na szybki wypad z Francuzem, Jeanem-Paulem. Snując niesamowite historie, częstowali wszystkich wybornym winem i serami. To był mój pierwszy kontakt z Krzykaczem. Tu historia mogłaby się zakończyć, a i tak opowieści te miałyby wpływ na moje późniejsze wspinanie. Już podczas przelotnej znajomości można było wyczuć jego ogromny ciąg do wspinania i górskich przygód. Prawdziwy napał przez duże N. Zarażał swoją pasją napotkane osoby, które zapewne postrzegał podobnie jak siebie, więc ośmielał je do odważnego, wręcz brawurowego działania – to głównie dzięki takim ludziom świat idzie do przodu, a wspinaczka to już na pewno.