Jan Gąsienica-Roj opowie, jak bezpiecznie rozpocząć przygodę skiturową w Alpach lub innych górach typu lodowcowego. Jakie nowe zagrożenia bądź elementy wyprawy należy brać pod uwagę, jeśli chcemy pierwszy raz jechać na skitury w Alpy?
Zapraszamy na kolejny z cyklu wywiadów „skiturowych”. Tym razem Jan Gąsienica-Roj opowie, jak bezpiecznie rozpocząć przygodę skiturową w Alpach lub innych górach typu lodowcowego.
Jakie nowe zagrożenia bądź elementy wyprawy należy brać pod uwagę, jeśli chcemy pierwszy raz jechać na skitury w Alpy? Chodzi mi o narciarzy z doświadczeniem zdobytym w Tatrach, którzy jednak nigdy wcześniej nie byli w wyższych górach.
Przede wszystkim poruszanie się po lodowcach, które dotyczy także turystów narciarskich. Trzeba umieć się odpowiednio przyasekurować, odnaleźć w terenie lodowcowym, wydostać partnera ze szczeliny.
Można się tego nauczyć na kursach w Tatrach?
Trudno nabrać tego typu doświadczenia w terenie pozbawionym lodowców. Poza tym nasze góry są zupełnie inne, o połowę mniejsze. Panują tu odmienne temperatury, warunki, inna jest topografia i śniegi. W Tatrach zagrożenie lawinowe bywa z reguły większe niż w Alpach, gdzie śniegi szybciej „siadają” i często więcej da się zrobić niż u nas. Tatry to specyficzne, trudne góry. Natomiast jeśli chodzi o Alpy, warto pamiętać, że są tam wspaniałe nielodowcowe rejony, kapitalne na skitury. Doliny, z których można wychodzić na trzytysięczne szczyty, by zjeżdżać z nich na nartach, wędrować od schroniska do schroniska. Takie miejsca znajdziemy w rejonie Grossglocknera czy w Dolinie Rauris, również położonej w Austrii. Znajduje się tam schronisko, wokół którego wylewa wiele lodospadów – to znakomity teren, cudowny poligon lodowy. Można na przykład dwa dni się wspinać, a potem iść na dwudniową turę. To miejsce, do którego chętnie wracam. Przypomina trochę Dolinę Chochołowską, oczywiście gdyby w Chochołowskiej wokół schroniska było pięćdziesiąt lodospadów...
Z rejonów nielodowcowych warto także wymienić Dachstein i Krippenstein, położone w okolicach Salzburga, oddalone od Polski o 6–7 godzin jazdy. Są też w miarę łatwe i niezwykle atrakcyjne, choć już lodowcowe tereny, na przykład trawers Monte Rosa, podczas którego w ciągu pięciu dni można wejść na nartach na 7–8 czterotysięczników. Pamiętać należy jednak o aklimatyzacji, ponieważ kilka dni z rzędu spędzamy na wysokości około 4000 metrów. Jeśli ruszymy na taką turę „z marszu”, nie będzie to przyjemne. Osobom bez doświadczenia w wyższych górach często wydaje się, że mają dobrą kondycję, skoro w Tatrach pokonują dziennie bez problemu 2000 metrów deniwelacji. Więc dlaczego tutaj mają sobie nie poradzić? Tymczasem schroniska znajdują się na wysokości około 3300 m n.p.m., a wychodzi się na czterotysięczniki, zatem jeśli ktoś „wyskoczy” na taki trawers bez wcześniejszego przygotowania, nie jest w stanie się zregenerować i z dnia na dzień będzie czuł się coraz bardziej zmęczony. Przygotowując się do takiego przejścia, warto skorzystać z kolejek, pojechać do SaasFee, wyjść na Allalinhorn, przespać się w schronisku na większej wysokości, zjechać na dół, odpocząć. Organizm dostaje sygnał, jest wyrzut czerwonych krwinek. Wtedy możemy ruszać na trawers.
Skiturowe podejście pod Grossglockner
Jakie inne miejscówki poleciłbyś osobom, które chcą wybrać się w Alpy na skitury, a nie mają dużego doświadczenia?
Cudowną górą narciarską jest Gran Paradiso, śliczną Grossvenediger (Wysokie Taury). Polecam również łatwy trawers Silvretty. To wspaniałe miejsce, by nabrać doświadczenia alpejskiego. Właściwie w każdych warunkach da się go pokonać. Rzadko jest na tyle lawiniasto, by przejście było niemożliwe. Są tam niezbyt strome, rozległe tereny lodowcowe, do tego dość duże schroniska, w których z reguły nie ma tłoku. Z kolei na trawersie Zermatt – Chamonix, słynnej Haute Route, zwykle mam gigantyczne problemy z zarezerwowaniem noclegu, do tego dochodzi konieczność synchronizacji kilku noclegów pod rząd w kolejnych schroniskach. Rezerwacji trzeba dokonywać minimum dwa miesiące przed planowanym wyjazdem. Dodatkowo na trawersie poruszamy się w tłumie – wszyscy idą jeden za drugim. Podchodząc pod strome stoki, na których mogą schodzić lawiny, nie jesteśmy w stanie zrobić „odstępów bezpieczeństwa”. Są to duże zagrożenia. Ale wiadomo – ten trawers jest kultowy, tam zawsze są ludzie.
Rejon Doliny Rauris
Z rejonów rzadziej uczęszczanych wymienię rezerwat przyrody Contamines Montjoie w rejonie Chamonix i Dômes de Miage, najpiękniejszą górę narciarską, na którą podchodzi się granią przypominającą płetwę rekina. Idzie się jak po kalenicy dachu, z tym że po obu stronach grani mamy 1,5 km spadku.
Czy są dostępne dokładne mapy rejonów alpejskich z naniesionymi obszarami lodowcowymi, szczelinami etc.?
Jest wiele znakomitych map. Polecam zwłaszcza te do GPSów, często darmowe. Poruszanie się z GPSem jest bardzo wygodne. Nawigacja bez tego urządzenia, za pomocą papierowej mapy, w wichurze i zamieci, gdy widoczność jest ograniczona do kilku metrów, jest trudna, a nawet niemożliwa. W GPSie warto zapisać sobie drogę podejścia, by w przypadku załamania pogody móc nią wrócić. Korzystam z niego bardzo często i zawsze udaje mi się znaleźć w Internecie odpowiednią mapę rejonu, który mnie interesuje. Właściwie wszystkie szlaki narciarskie i schroniska są na nich zaznaczone. Wiadomo, że papierową mapę też należy mieć i umieć z niej korzystać. Są na nich zwykle zaznaczone największe szczeliny. Nawet jeśli mapa pochodzi sprzed dwudziestu lat, to stan faktyczny nie powinien odbiegać w dużym stopniu od tego, co na niej widnieje.
Domes de Miage, jedna z najpiękniejszych gór narciarskich, na którą podchodzi się granią przypominającą płetwę rekina
Podczas pobytu w Alpach często kilka dni wędrujemy od schroniska do schroniska. A czy są schrony, biwaki, w których można przenocować i gotować?
Jeśli idziesz na trawers, ale chcesz sam gotować i spać w schronach, to nie będzie to przyjemne. Musisz nieść śpiwór, jedzenie, sprzęt i produkty do gotowania. Wybierając się na tygodniowy trawers, dobrze jest spakować się do 40litrowego plecaka. Nie każdy to potrafi, a to jest podstawa. Bo marsz z 70litrowym worem będzie drogą przez mękę... Waga plecaka nie powinna przekroczyć 12 kg. Musisz mieć uprząż, raki, noże do szreni, zapasowe foki, jedzenie, dodatkowe ubranie, i – co bardzo ważne – zapasowy kijek. Do tego zestaw lawinowy – detektor, sonda, łopatka.
Czyli warto iść „na lekko” oraz spać i jeść w schroniskach?
Tak. Nie są to aż tak duże pieniądze, by nie było warto ich wydać. Polecam polisę Alpenverein, na którą niemal w każdym schronisku otrzymamy atrakcyjne zniżki. Polisa zwróci się nam podczas jednego wyjazdu. Wszystkie schroniska sprzedają przeważnie w pakiecie nocleg z obiadokolacją i śniadaniem, dostajesz też herbatę do termosu. Bez problemu możesz się wtedy poruszać z plecakiem 40litrowym. Gdy idziesz dzień pod dniu, kwestia wagi jest bardzo ważna.
Umiejętność poruszanie się po uszczelinionym lodowcu to podstawa. Masyw Piz Bernina
Na jaki okres przypada w Alpach sezon skiturowy?
To czas od połowy marca do połowy maja. Wtedy są otwarte schroniska, zaczyna się ruch. Jeszcze na po
czątku marca temperatury na wysokości 4000 m n.p.m. są „niegościnne”, jest bardzo zimno, ale już pod koniec marca i przez cały kwiecień warunki są świetne.
Kiedy zagrożenie lawinowe bywa najmniejsze?
Wiosną, gdy śniegi „siądą”, zagrożenie spada, ale z drugiej strony należy w tym okresie zwracać uwagę na szybko rosnące zagrożenie lawinowe na nasłonecznionych stokach. Kiedy poruszamy się ocienionymi dolinami, zwłaszcza rano, i wydaje się, że jest zupełnie bezpiecznie, może spaść na nas coś dużego z góry, z miejsca, którego nawet nie widzimy, ponieważ w tym czasie wysoko położone rejony są już poddane działaniu promieni słonecznych. Zjawisko to występuje też w Tatrach, ale na znacznie mniejszą skalę. W Alpach doliny są głębsze, wędrujemy nimi kilka godzin. Gdy wyjdziemy za późno i w połowie dnia dotrzemy dopiero do środka doliny, z jednej i drugiej strony zaczną schodzić lawiny, a my znajdziemy się w pułapce. Trzeba na to zwrócić uwagę, szczególnie wiosną.
Czego możemy nauczyć się w Tatrach zanim ruszymy w Alpy?
Na pewno warto spróbować kilkudniowego trawersu. Nauczy nas to odpowiedniego organizowania się, żeby potem – w Alpach – nie zastanawiać się, co wziąć do plecaka. Na początku jest to duża sztuka. Gdy patrzę na pakujących się ludzi... Właściwie każdemu przed wyjściem rozpakowuję plecak i pakuję na nowo, ale bez połowy rzeczy, które, jak się okazuje po pięciodniowym trawersie, byłyby niepotrzebne. Wiadomo, że w schroniskach alpejskich nie ma się gdzie umyć, nie ma wody, prysznica. Duża kosmetyczka i wiele rzeczy do przebrania na pewno nam się nie przydadzą...
W Tatrach trawersy nie są zbyt popularne.
Utrudniają je przepisy Tatrzańskiego Parku Narodowego i TANAPu. Nie wszędzie da się przejść. Ale i tak mamy wiele możliwości, na przykład trawers startujący w Dolinie Kieżmarskiej, przechodzący przez Baranią Przełęcz i Czerwoną Ławkę do Zbójnickiej Chaty. Następnego dnia wychodzimy na Rohatkę i Polski Grzebień, by zjechać do Śląskiego Domu. Kolejnego dnia wdrapujemy się ponownie na Polski Grzebień i przez Żelazne Wrota dostajemy się do Popradzkiego Stawu. Stamtąd – gdyby przepisy na to pozwalały – można by iść przez Wyżnią Koprową Przełęcz, Do
linę Hlińską, Zawory i Gładką Przełęcz do Doliny Pięciu Stawów Polskich. Kolejnego dnia przejść przez Zawrat i zjechać do Zakopanego. I mamy piękną skiturową wycieczkę. Strome przełęcze, duże stoki, piękny rejon. Nie potrzeba Alp. W Tatrach możemy też potrenować jazdę na nartach z liną. Taka umiejętność jazdy w zespole może nam się przydać na lodowcu.
Co jeszcze jest w Alpach, czego nie ma w Tatrach? Co dla początkujących w wyższych górach skiturowców może być zaskoczeniem?
Na pewno świadomość aklimatyzacji. O tym już mówiłem. Poza tym trzeba umieć zabezpieczyć się termicznie i liczyć się z tym, że w Alpach nie warto poruszać się przy złej pogodzie. U nas turyści pchają się w góry w każdych warunkach, bo w razie wypadku prawie zawsze ktoś po nich przyjdzie. Ale Alpy to trochę inna rzeczywistość. Jeśli przy złej pogodzie utkniesz na lodowcu, to nikt po ciebie nie wyruszy. Śmigłowiec nie przyleci. Zostajesz, bo wpakowałeś się w złą pogodę. Trzeba umieć czytać prognozy i zdawać sobie sprawę, że gdy warunki są złe i nie ma dobrej widoczności, lepiej zostać w schronisku i przeczekać złą pogodę albo w tym czasie potrenować ratownictwo ze szczeliny, blisko schroniska.
Z pewnością podczas pobytów w Alpach i pracy przewodnickiej widujesz Polaków. Czy dobrze sobie radzą? Odpowiednio się wiążą, są zorientowani w specyfice alpejskiej turystyki?
Niestety, pokutuje mocno pewien stereotyp. Jeśli widzisz człowieka ze 120kilogramowym plecakiem, który brnie w południe zamęczony, wiesz bez pudła, że to Czech, Polak albo Rosjanin. Słowiańskie narody wychodzą z przekonania, że „ja sobie poradzę, nie potrzebuję schroniska, sam przetrwam”.
Ale może nie jest już tak, że rozbijamy namioty tuż obok schroniska i wyciągamy konserwy?
Jest. Eleganckie schronisko, a obok koczują Polacy i gotują makaron w kłębach pary, po czym idą spać do namiotu... Zmienia się to, ale tylko do pewnego stopnia. Aktualne są i będą utarte schematy. To nie kwestia braku pieniędzy. Chodzi o to, by zrobić coś samemu, po swojemu. Są ludzie, którzy za osobisty sukces uważają to, że spędzili dwa tygodnie w Alpach za 50 euro...
Można samemu spróbować „przeskoczyć” z Tatr w Alpy, czy lepiej robić to z przewodnikiem? Z pewnością wielu z nas szacuje koszty, a obecność przewodnika je zwiększa.
Każdy jest w stanie samodzielnie przygotować się do pobytu w Alpach. Jeśli działasz zimą w Tatrach i masz w tym zakresie duże doświadczenie, jesteś świadomy górskich zagrożeń, umiesz czytać mapę, prognozy i komunikat lawinowy, potrafisz odpowiednio asekurować się na lodowcu i masz sporą dozę rozsądku, jesteś w stanie zorganizować taki wyjazd bez przewodnika. Ale większość naszych klientów nie ma na to czasu. Poza tym wiele osób szuka ekipy. Chodzenie w pojedynkę po lodowcu i w terenie zagrożonym lawinami jest kompletną głupotą. Dlatego staramy się też organizować większe grupy i często chodzimy w dwóch przewodników. Jest raźniej i przyjemniej. No i weselej wieczorem w schronisku.
Dużo Polaków chodzi po Alpach na nartach?
Bardzo mało. W ogóle niewielu Polaków chodzi na nartach. Choć ten sezon jest przełomowy pod tym względem. Masa ludzi „rzuciła się” na narty. Z ciekawostek – sporo ludzi z Zachodu jeździ na skitury na Elbrus. Są to Niemcy, Austriacy, Szwajcarzy. To atrakcyjny i blisko położony cel. Świetnym rejonem narciarskim, w dodatku niedrogim, jest też Turcja. Można tam organizować wspaniałe kilkudniowe trawersy. Choć na miejscu nie ma przewodników – najwyżej ktoś na rakietach zaprowadzi cię do schroniska.
Dziękuję za rozmowę
Z Janem Gąsienicą-Rojem rozmawia Agnieszka Szymaszek
Jan Gąsienica-Roj
Jan Gąsienica-Roj (www.tatraguide.info) pochodzi ze starego przewodnickiego rodu. Jako siedemnastolatek zdobył Mont Blanc. Jest zawodowym ratownikiem TOPR oraz międzynarodowym przewodnikiem wysokogórskim UIAGM. Jego pasje to skialpinizm (ma na koncie udział w wielu zawodach, w tym Pierra Menta) i wspinaczka.
Zdjęcia: Jan Gąsienica-Roj, Łukasz Ziółkowski
Numer GÓRY 3 (226) 2013