Zakopiańczycy to dokument filmowy, w którym reżyser i zarazem scenarzysta, Jerzy Porębski, wprowadza widzów w wyjątkowe środowisko wspinaczy żyjących na co dzień u stóp Tatr. Przybliża też ich światowe sukcesy, wśród których szczególnie wyróżnia się pierwsze zimowe i bez dodatkowego tlenu wejście na Manaslu w 1984 roku lub na Czo Oju rok później.
Członkowie wyprawy na Manaslu w 1984 roku. Górny rząd, od lewej: Zbigniew Młynarczyk, Bogusław Probulski, Marek Danielak, Maciej Berbeka, Ryszard Gajewski i Lech Korniszewski. Dolny rząd: Andrzej Machnik, Włodzimierz Stoiński, Andrzej Osika i Maciej Pawlikowski; fot. Lech Korniszewski
Wprawdzie kinowa premiera Zakopiańczyków miała miejsce w 2014 roku, ale już w najbliższy piątek, 25 września, film będzie łatwo dostępny na youtube’owym kanale magazynu GÓRY, natomiast dwa tygodnie później podbije scenę europejską – 9 października wejdzie na ekrany francuskich kin, pod zmienionym tytułem: Les Guerriers de l’Himalaya. Une histoire d’amitié.
„Zafascynowała mnie szczególna więź łącząca to środowisko: przyjaźń, czasem szorstka, ale w trudnych sytuacjach wręcz wzorowa” – tak o swojej inspiracji mówi Jerzy Porębski. Warto raz jeszcze wrócić do Złotej Ery polskiego himalaizmu i spojrzeć na ówczesne wydarzenia z perspektywy ludzi, którzy z górami związani byli zawodowo – jako ratownicy, przewodnicy czy instruktorzy – a w wolnych chwilach realizowali w nich swoje wielkie pasje.
Poniżej przedstawiamy kilka cytatów z filmu, które stanowią świetne wprowadzenie w klimat seansu – większy wybór znajdziecie w tatrzańskim numerze GÓR (274).
Ryszard Szafirski; fot. kadr z filmu
RYSZARD SZAFIRSKI o zimowej wyprawie na Everest:
„Było to przedsięwzięcie prawie jak ekspedycja na Marsa. Jak widać, krok po kroku wychodziliśmy coraz wyżej i robiliśmy rzeczy coraz trudniejsze”.
Lech Korniszewski; fot. kadr z filmu
LESZEK KORNISZEWSKI o nieprzyznanym medalu po powrocie z Annapurny:
„Wyprawa zakończona sukcesem, przydzielono dość dużo medali. Prawie wszyscy byli w obozie czwartym, czyli powyżej limitu, który uznawano za upoważniający do przyznania medalu brązowego, chociażby. Mnie się medal tym razem nie dostał. Zrozumiałem, że tak jest i muszę się z tym pogodzić. Chociaż wszyscy uważali, że odegrałem bardzo ważną rolę w tej wyprawie.
Kiedy spotkaliśmy się z kolegami u mnie w mieszkaniu miesiąc później, wręczono mi, właściwie zrobił to Ryszard Szafirski w imieniu wszystkich, medal przedziwny, na którego widok, jak to się mówi, zacukałem. Był wyszczerbiony… Bliżej mu się przyjrzałem – był on pospawany z kawałków różnych medali. Wtedy Rysiek Szafirski powiedział:
– Uznaliśmy, że musisz dostać medal. Każdy z kolegów, nikt nie protestował, zgodził się na wycięcie jednej siódmej z własnego medalu. I szczytowcy – z ich złotych medali, i ci, którzy byli w obozie piątym – ze srebrnych, i ci, którzy mieli medale brązowe.
Dostałem medal i muszę powiedzieć, że jak na niego patrzę, to coś mnie w gardle ściska, bo tylko ci moi koledzy mogli się na to zdobyć. Oskalpowali swoje medale, żebym ja miał taki, jakiego nikt na świecie nie ma – bo nie ma”.
Maciej Pawlikowski; fot. kadr z filmu
MACIEK PAWLIKOWSKI o piciu alkoholu:
„Muszę powiedzieć, że alkohole miejscowej produkcji są ohydne. Już od kilku lat miałem na nie uczulenie i z kolegami nie spożywałem ich, bo były wstrętne. Dopóki był nasz polski, dobry, to brałem w tym udział”.
Krzysztof Oleksowicz; fot. kadr z filmu
KRZYSZTOF OLEKSOWICZ o realiach tamtych czasów:
„W Polsce średnia pensja wynosiła gdzieś około 20 dolarów, namiot kosztował 10, buty traperki, które przewoziliśmy, kosztowały koło dolara, śpiwory po parę dolarów. Cały ten towar trzeba było dowieźć do Katmandu. Dzięki dobrym relacjom z agencjami trekkingowymi mogliśmy go sprzedać, a środki szły na dofinansowanie wyprawy. Z tego, co pamiętam, z Głównego Komitetu dostaliśmy na Czo Oju 600 dolarów, a na wyprawę wydaliśmy 12 tysięcy. Tę pozostałość trzeba było w jakiś sposób zdobyć”.
Od piątku, 25 września, film Zakopiańczycy dostępny będzie na kanale GÓRY TV.