O kobiecym wspinaniu, samotnej epopei na Grani Tatr, odzierającym góry z tajemniczości Internecie oraz o narciarskich próbach zjazdu z K2 z Anną Czerwińską na łamach 263 numeru GÓR rozmawia Roman Gołędowski.
Anna Czerwińska na szczycie Gaszerbruma I; fot. arch. A. Czerwińskiej
Zaskakujące, że w obecnych czasach, blisko 30 lat po ambitnych, wyłącznie kobiecych wyprawach w góry wysokie i alpejskich wspinaczkach, nie ma juz takiego trendu. W pozostałych dziedzinach życia tendencja jest raczej odwrotna. Z czego to wynika?
Teraz kobiety bardziej współpracują z facetami. Brakuje mi pełnej wiedzy, jak poza Polską wyglądały kobiece wyprawy w latach 80. i 90. Wiem, że była jedna na Annapurnę, szwajcarska na Czo Oju, japońska na Manaslu, więc nie był to tylko polski fenomen. Ale u nas stało się to bardziej znane, trochę jako sport narodowy. W dużej mierze zdecydowała o tym osobowość Wandy Rutkiewicz, która, widząc nową konkurencję, coś jeszcze dotąd nieodkrytego, zaczęła forsować czysto kobiece wspinanie. Z tym że Wanda postawiła też organizować wyprawy, które skądinąd nie zawsze były czysto kobiece, jak chociażby ta na Gaszerbrumy w 1975 roku(...).
Ta motywacja może dziś wydawać się trochę naiwna czy śmieszna, a nawet trudna do zrozumienia, ale czasy były inne. Za czysto babskie przejścia byłyśmy po prostu lepiej oceniane. A oprócz tego dobrze się dobrałyśmy, dobrze nam się wspinało, więc nie potrzebowałyśmy tak zwanej męskiej opieki. Byłyśmy samodzielne: wchodziłyśmy w daną drogę i nie patrzyłyśmy, czy w okolicy aktualnie ktoś się wspina, by w razie czego udzielić nam pomocy(...).
W bazie pod Nangą Parbat podczas wyprawy w 1985 roku, zakończonej pierwszym wejściem w kobiecym zespole. Od lewej: Wanda Rutkiewicz, Dobrosława Miodowicz-Wolf, Anna Czerwińska; fot. arch. A. Czerwińskiej
Co najmocniej motywowało Was do takiej działalności?
Satysfakcja. Z paru dróg byłyśmy niezmiernie dumne. Choćby z Filara Mięgusza zimą, choć zrobiłyśmy to w nie najlepszym stylu i Wojtek Wróż nas opieprzył, bo przyszłyśmy dobę po czasie alarmowym. Ale byłyśmy wtedy absolutnie spełnione jako alpinistki. A przecież wspinałam się też z facetami i miałam sporo z tego frajdy. Z facetami robiłam Drogę Pająków na Wołowej Turni, a z Włodkiem Kajką byłam na Małym Młynarzu. Ale wspinanie z Krysią dawało nam specjalny rodzaj satysfakcji, że sobie poradziłyśmy nawet z bardzo trudnymi drogami(...).
Pełną tresć wywiadu z Anną Czerwińską, wraz z podsumowaniem jej najważniejszych górskich dokonań, znajdziecie w nowym, 263 numerze GÓR. A z naszą wybitną himalaistką będzie mogli spotkać się już w przyszłym tygodniu podczas Festiwalu Górskiego im. Andrzeja Zawady w Lądku-Zdroju. Bądźcie tam z nami! ;-) Do zobaczenia i miłej lektury!