"Wiele osób zabierało się do spisania dziejów „Betlejemki” i robiło to mniej lub bardziej wnikliwie, ale dokładnej historii nikomu nie udało się odtworzyć. W mrokach przeszłości ginie prawda o tym, kto i kiedy jako pierwszy nazwał „Betlejemką” stojący za Karczmiskiem szałas na Hali Gąsienicowej. Ani kiedy przestał on być szałasem, a stał się schroniskiem dla ludzi gór. Zlewają się daty i opowieści. Odeszli już ci, którzy byli świadkami tamtych wydarzeń. Spróbuję więc opowiedzieć o czasach mojej tam bytności.(...)"
Przed Betlejemką po zebraniu ówczesnego zarządu PZA. Fot. arch. Portal Górski
"W pierwszej połowie lat 60. ubiegłego wieku byłem kilkunastoletnim chłopcem, któremu wszystko kojarzyło się z Tatrami i taternictwem. Marzyłem o przejściach tatrzańskich klasyków. Gdy pewnego dnia trafiłem do „Betlejemki”, gdzie spotykałem prawdziwych taterników, czułem się, jakbym złapał pana Boga za nogi. Już wtedy bowiem miejsce to świadczyło usługi noclegowe, a jednocześnie wciąż było pasterską bacówką. Gazdowie mieszkali w czarnej izbie (w której teraz jest pokój instruktorów) wraz z małymi kózkami, kurczaczkami itp. Reszta pomieszczeń wyposażona była w prycze i żelazne łóżka, powyginane jak hamaki, od spania na których pękał krzyż. Ujęcie wody znajdowało się koło domu: ciurkała z drewnianej rynny niknącej gdzieś w kosówkach. Panował swoisty bałagan, ze wszystkimi tego konsekwencjami, ale wtedy było to nierozerwalnie związane z poczuciem romantyzmu i magią gór. Z czasem zacząłem tam bywać jako „prawdziwy taternik”.(...)"
Betlejemka. Fot. Karol Nienartowicz
Za sprawą Bogumiła Słamy, kierownika słynnej "Betlejemki" w latach 1988-2008 poznajemy historię tego niezwykle symbolicznego miejsca, będącego swoistymi "wrotami do Tatr". Dzięki barwnej relacji autora, któremu nie sposób odmówić niezwykłej zdolności wydobywania żywych i niezwykle plastycznych wspomnień, odbędziemy sentymentalną podróż wstecz przez kolejne dekady działalności ośrodka. Miejsca na spisanie wszystkich historii i wspomnień związanych z Betlejemką starczyłoby na całkiem opasły tom, w "GÓRACH" musieliśmy zmieścić się na raptem czterech stronicach, ale nie oznacza to bynajmiej że historia uległa spłyceniu - wręcz przeciwnie - wydobyta została jej esencja. Nie pozostaje nam nic innego jak zaprosić Was do lektury. ;-)