K2 jest moim wyśnionym szczytem, ale nie chcę skupiać całej uwagi na jednej tylko górze. Nieważne, ile ma metrów i jakie nachylenie. Dla mnie liczy się przeżycie, jakiego dostarczył dany zjazd – ujawnia słoweński ekstremalny skialpinista Davo Karničar w najnowszym numerze GÓR.
fot. Piotr Drożdż (2017)
W lipcu wycofałeś się z K2 z powodu kontuzji pleców. Trudno było podjąć taką decyzję?
Nie da się ukryć, że jeśli przygotowujesz się tak długo i trenujesz tak ciężko, to moment, w którym własne zdrowie staje się twoim wrogiem, jest bardzo trudny. Rozczarowanie było tym większe, że jadąc na K2, bardzo chciałem podjąć w pełni świadomą decyzję o zjeździe, oceniając warunki, teren i okoliczności. Niestety, moja kontuzja zdecydowała za mnie i uprzedziła ten moment. Problem polegał na tym, że nie byłem w stanie odpowiednio rozluźniać kręgosłupa, co uniemożliwiałoby mi konkretne ruchy podczas zjazdu.
Przyznaję, to dla mnie góra gór. Można powiedzieć: wyśniona. Ale jest tylko górą. Jako ludzie mamy też inne obowiązki i decyzje, które podejmujemy – one są dużo ważniejsze od jakiegokolwiek szczytu.
Doszedłeś do wysokości 6000 metrów. Jak oceniałeś warunki? Czy zjazd byłby możliwy, gdyby nie plecy?
Problemem była bardzo mała ilość śniegu, zwłaszcza na ważnym fragmencie Drogi Česena, gdzie w sezonie ubywa go bardzo szybko. Na K2 panowały wtedy za wysokie temperatury, żeby mogły utrzymać się dobre warunki śniegowe. Zorientowałem się, że i tak będę musiał zrobić górę na raty. Najpierw przejechać dolną część, od trzeciego obozu w dół Drogą Česena, gdzie śniegu ewidentnie brakowało, a dopiero później spróbować wspiąć się na szczyt i dojechać do tego obozu od góry. Górną część planowałem jechać drogą klasyczną przez Żebro Abruzzich – tam nie ma za dużego wyboru. Zjazd na nartach był wtedy możliwy. Abstrahując jednak od mojego stanu zdrowia, to nie był wymarzony sezon na ten wyczyn. Nadal wierzę, że da się zjechać z samego szczytu do bazy.
fot. arch. D. Karničar
Czy Davo Karničar zamierza rozwiązać porachunki z K2 i jakich jeszcze szuka wyzwań, dowiecie się z najnowszego numeru GÓR (260).