facebook
 
nowy numer GÓR
 
 
 
 
 
szukaj
 
 
 
Nasz kanał RSS
2016-12-18
 

Fotograf od alpejskich zadań specjalnych

Przywykliśmy już do sytuacji, że ze wspinaczek, nawet tych najtrudniejszych, ale odbywających się w stylu „bigwallowym”, posiadamy z reguły doskonały materiał fotograficzny lub filmowy. Gorzej jest ze wspinaczką w stylu alpejskim – niepogoda, zmęczenie, zimno oraz duże trudności techniczne skutecznie zniechęcają do wyciągnięcia aparatu. Nic więc dziwnego, że redakcja prestiżowego magazynu „Alpinist” napisała we wstępniaku do pierwszego numeru, iż znacznie bardziej będzie cenić małe, słabej jakości, nieostre zdjęcie zrobione podczas alpejskiej wspinaczki w wielkiej ścianie, niż najlepszej jakości kadr z sesji fotograficznych podczas wspinaczek w Tajlandii czy innym ciepłym i przystępnym miejscu.

 

Niedoścignionym wzorem w fotografii z „pierwszej linii alpejskiego frontu” był nieodżałowany Jonathan Copp, który zginął wraz z dwoma partnerami podczas wytyczania nowej drogi na Mount Edgar. Podobną, niszową specjalizację wybrał sobie mieszkający w Chamonix Brytyjczyk Jonathan Griffth. Jon, nie dość, iż ma w swoim CV wspinaczki największymi alpejskimi ścianami, z których posiada doskonałą dokumentację fotograficzną, to jeszcze okazał się jedną z nielicznych osób, które potrafią zrobić w Alpach zdjęcia innym wspinaczom, nie stojąc na pokładzie śmigłowca. To właśnie on jest autorem doskonale już znanych na całym świecie niesamowitych zdjęć i filmów, przedstawiających solującego Ueli Stecka, który w ekspresowym tempie pokonuje północną ścianę Druatów lub Grandes Jorasses.

Te zdjęcia porażają, ponieważ przedstawiają wspinacza z bliska, w środku ściany, tak jakbyśmy stali obok niego. By tego dokonać, trzeba czuć się swobodnie w alpejskiej ścianie (nawet jeśli trochę mniej swobodnie niż Ueli Steck). Jon najwyraźniej nie ma z tym problemu.

 

(Niesamowity Ueli Steck na starcie prostującym M6 do Superkuluaru na Mont Black du Tacul)

 

(Jonathan Griffin(po lewej) w towarzystwie Wila Sima, w tle Cerro Torre i Torre Egger)

 

Bardzo się cieszę z tego wywiadu. Czy wiesz, że twój blog jest naprawdę popularny wśród polskich wspinaczy? Znam kilku, którzy odwiedzają go codziennie. Czy zdajesz sobie sprawę, iż twoja strona stała się najlepszym źródłem wiedzy na temat aktualnych warunków wspinaczkowych, jakie panują w Chamonix?

Dzięki, szczerze mówiąc jestem zaszczycony, że przeprowadzasz ze mną ten wywiad. Zdawałem sobie sprawę, że moja strona jest popularna w Polsce. Co więcej, nawet spotkałem tutaj kilku wspinaczy z Polski. Posiadanie popularnego bloga, w którym jest dużo informacji o Chamonix, nie jest takie trudne, bo po prostu nie ma wielu blogów, które są na bieżąco uzupełniane. Staram się pisać jak najwięcej, co – z czego się cieszę – pewnie pomaga innym ludziom.

 

Co robisz w Chamonix? Nie pracujesz przecież jako guide? To chyba najpopularniejszy zawód w tym mieście…

Utrzymuję się z robienia zdjęć. Zacząłem jakieś sześć lat temu, kiedy pierwszy raz przeprowadziłem się do Chamonix, ale to naprawdę ciężki kawałek chleba. Początkowo myślałem nawet o zdobyciu uprawnień przewodnickich, ale bardzo mi się podoba to, co robię obecnie, więc dlaczego miałbym to zmieniać?

Jak się żyje w tym pełnym turystów mieście?

Właśnie przeprowadziłem się z centrum Chamonix, bo nie mogłem znieść zupełnego braku kontaktów między zamieszkującą tę część miasta społecznością lokalną. Kiedy jednak przemieścisz się gdziekolwiek poza centrum, od razu jest przyjemniej. Oczywiście turyści cały czas ci przypominają, że żyjesz w trochę sztucznym mieście, ale obecnie nie ma miejsca na świecie, w którym chciałbym mieszkać bardziej niż tu: standard życia jest bardzo wysoki, a widoki zapierają dech w piersiach. Każdy dzień tutaj jest jak weekend, więc prawie w ogóle się nie stresujesz. Wydaje mi się, że po prostu trzeba zaakceptować to, że Chamonix jest miejscem dla każdego, nie tylko dla wspinaczy i jeżeli ludzie chcą tu przyjechać i spędzić wakacje – na które ciężko zarobili – jeżdżąc na nartach i imprezując po nocach, to nie mam nic przeciwko. Ja się cieszę tym miejscem cały rok i jeśli oni dobrze się tu bawią, to cieszę się razem z nimi.

 

 

 

Czy z bycia fotografem outdoorowym da się utrzymać?

Kiedy zaczynałem tę pracę, byłem przekonany, że nie będę w stanie z niej wyżyć. Na samym początku liczbę potencjalnych klientów byłem w stanie policzyć na palcach obu dłoni, a kiedy porównywałem ją do ilości fotografów pracujących w terenie, to zapowiadała się niezła walka... Jednak w ciągu pierwszych dwóch lat na moje zdjęcia z dużych wspinaczek alpejskich zdobyłem wielu ważnych klientów i odkryłem, że to może być moja nisza. Nigdy nie widziałem fotografa, który pracowałby dalej niż dwieście metrów od najbliższej stacji kolejki, postanowiłem więc, że wyjdę przed szereg i zacznę robić zdjęcia na wielkich ścianach, położnych w oddalonych miejscach. To oczywiście oznacza dużo więcej pracy i jest dużo bardziej niebezpieczne, ale moja miłość do gór częściowo polega na tym, że wracam z przepięknymi zdjęciami wspinacza na północnej ścianie Grandes Jorasses. Poza tym wiem, że nikt przede mną nie robił zdjęć tej jakości w takich miejscach. Mam teraz ogromną kolekcję fotografii… Na każdą ze wspinaczek, jaką zrobiłem w ciągu ostatnich dwóch lat, zabierałem ze sobą moją pełnoklatkową lustrzankę. Oczywiście ciąży mi ona niemiłosiernie, zwłaszcza na drogach robionych na lekko i szybko, ale nawet by mi nie przyszło do głowy zostawić ją w domu. Jest częścią mojego wyposażenia wspinaczkowego, równie ważną jak dziaby.

 

W Chamonix od lat mieszka i wspina się bardzo dużo Anglików. Pisał już o tym w swoich książkach Joe Simpson. Jak to wygląda w dzisiejszych czasach? Wszyscy się znacie? Jesteście jedną zgrana ekipą?

Nie, nie znam Joe. Mam dopiero 27 lat, to inne pokolenie. Co do reszty, to masz rację, Brytyjczycy są wszędzie w Chamonix, co ma swoje złe i dobre strony. Urodziłem się w Belgii, a co za tym idzie płynnie mówię po francusku i to z pewnością znacznie ułatwia mi kontakty z lokalsami. Ciężko w to uwierzyć, ale w Chamonix aktualnie mieszka tylko 49% rodowitych Francuzów.

 

Masz na swoim koncie bardzo wiele alpejskich wspinaczek. Która z nich zrobiła na tobie największe wrażenie?

Wydaje mi się, że droga, którą robiłem ostatnio, czyli West Couloir na Aiguille du Plan. To prawdziwa, bardzo rzadko powtarzana, właściwie zapomniana zimowa linia, która z daleka wcale nie wygląda dobrze, ale wspinanie na niej uważam za jedno z najlepszych w tym zakresie trudności. Ma ona także charakter dróg z Alaski, bo znajdują się na niej duże ściany granitowe, między którymi wspinasz się w głęboko wciętych, lodowych kuluarach. W górnych partiach słońce świeci przez pięć godzin dziennie, co także jest przyjemne. Oczywiście, długie linie na południowej ścianie Mount Blanc i na północnej ścianie Jorasses także są niesamowite, ale na tej drodze po każdym wciągu miałem wrażenie, że już lepiej być nie może, a na następnym odcinku jednak tak było. Pokazuje to także, że wcale nie trzeba szukać niesamowitych wspinaczek gdzieś w oddalonych rejonach, bo praktycznie zaraz za drzwiami mojego mieszkania znajduje się rzadko powtarzany klasyk, który do tej pory miał tylko kilka przejść. Właśnie umieszczam zdjęcia na moim blogu i mam nadzieję, że wkrótce się to zmieni.

 

A która droga albo ściana była dla ciebie tą najhonorniejszą? Najtrudniejszą?

Nie potrafię wybrać jednej najtrudniejszej drogi. Są linie, które są trudne technicznie oraz takie, które są łatwiejsze, ale bardzo długie i na których podczas wspinania może przyjść załamanie pogody – wtedy mogą stać się dużo trudniejsze i bardziej niebezpieczne. Chyba najtrudniejszy dzień wspinaczkowy miałem na Moonflower Buttress na Mount Hunter na Alasce, kiedy próbowaliśmy zrobić jednodniowe przejście po czterech tygodniach siedzenia w namiocie i wykopywania się spod śniegu. Byliśmy totalnie bez formy i słabi, ale mimo to postanowiliśmy pójść w jednym ataku non stop. Kiedy pokonaliśmy największe trudności i dotarliśmy nad The Shaft, ręce mieliśmy totalnie zbułowane i musieliśmy się wycofać. Wstyd, gdyż samo wspinanie było do tego miejsca wspaniałe – wyciągi były jednymi z najlepszych i najtrudniejszych, jakie do tej pory robiłem w górach wysokich. No cóż, spróbuję tej wiosny. Poza tym w Chamonix drogi takie jak Intégrale de Peuterey, Freney Pillar czy Colton-Macintyre na Jorasses były dla mnie niemałym wyzwaniem.

 

Masz tutaj swój specjalny, wymarzony cel wspinaczkowy?

Tak, ale obawiam się, że nie mogę ci powiedzieć, bo to tajemnica J. Mam jednak dwojakiego rodzaju marzenia. Jedno dotyczy bardzo technicznego wspinania na wielkich ścianach, a drugie – wielodniowych łańcuchówek. Spełnienie każdego z nich byłoby cudowne. Mam nadzieję, że uda mi się zrealizować choć jedno, zanim wyjadę w maju tego roku na Alaskę. Nie chcę zapeszać...

Które drogi poleciłbyś naszym czytelnikom? Wiem, że będą ich dziesiątki, ale jakie są twoim zdaniem największe klasyki, które trzeba zrobić, będąc w Chamonix?

Na zimę proponuję opisany przez mnie West Couloir na Aiguille du Plan. Fantastyczne drogi to także Filar Croza albo Colton-MacIntyre na Grandes Jorasses. Le Grand Pilier d’Angle (Wielki Filar Narożny) to kolejna wspaniała zimowa linia wyprowadzająca na sam czubek Mont Blanc. Jeżeli chodzi o klasyczne (mowa o zimowo-klasycznych, tylko w Polsce na ten temat mamy tak wiele dyskusji. Jeśli zimą nie korzysta się czynnie z przelotów, a do przejścia drogi używa samych czekanów i raków, wspinaczkę taką określa się na Zachodzie jako klasyczną – red.) trudne drogi, to proponowałbym The Dru North Couloir (Północny Kuluar na Dru) – może wspinanie tam nie jest tak zachwycające, ale to prawdziwa klasyczna droga na jednej z najpiękniejszych gór świata. Osobiście bardzo chciałbym zrobić zimowe przejście ściany Brouillard na Mont Blanc – to najbardziej oddalona i najpoważniejsza – szczególnie zimą – część całego masywu. Jeżeli chodzi o lato, obowiązkowa dla każdego alpinisty jest grań Intégrale de Peuterey. Może nie jest zbyt trudna, ale za to bardzo długa i chyba jedna z nielicznych, na których możesz poczuć się naprawdę oddalony od cywilizacji. Bardzo ciężko jest się z niej wycofać. Po drodze na szczyt Mont Blanc przechodzi się po najbardziej niesamowitych formacjach w tym masywie. To prawdziwa alpejska przygoda i jedna z niewielu dróg, których ciągle nie jestem w stanie zrobić w non stopie... Ale to się zmieni J. Poza tym Filar Ger vassutiego na Taculu to prawdopodobnie najlepsza skalna droga alpejska, jaką kiedykolwiek robiłem – wspaniałe wspinanie po granicie na szczyt Tacula. Jeżeli chodzi o urodę, to poleciłbym dwudniowy trawers Jorassów od Heilbronner. To miejsce jest niesamowite, a trawers naprawdę bardzo długi.

 

Kiedy nie ma pogody lub warunków w górach – jest na przykład lawiniasto – jaki rejon lodowy lub drytoolingowy w okolicy Chamonix wybierasz?

W dolinach w okolicy Chamonix nie ma wielu dobrych miejsc do wspinaczki lodowej. Dla początkujących świetna jest dolina Cogne (po włoskiej stronie masywu – red.). Jeżeli chcesz zrobić coś trudniejszego, to jest kilka wspaniałych dróg w Sixt- Fer-à-Cheval. Poza tym są dwa miejsca drytoolingowe w dolinie, które zapewniają ci dobrą zabawę. Dla początkujących to rejon w le Fayet, a dla bardziej zaawansowanych jaskinia w Sallanches zwana le Zoo, która robi niezłe wrażenie.

 

To samo pytanie dotyczące lata – jakie rejony do wspinaczki sportowej lub bulderingu polecasz?

Dolina Arve, która prowadzi do Chamonix, to raj wapiennych klifów, ale ponieważ rejon ten został wyeksplorowany już wiele lat temu, drogi są bardzo wyślizgane. Jedyne fajne miejsce, gdzie wapień jest ostry, a drogi mają po pięć gwiazdek, nazywa się Bionnassay. Poza tym fajne są wszystkie rejony powyżej Gietroz (w kierunku Szwajcarii). To spektakularne wspinanie o różnorodnych trudnościach. Podejścia są dość długie, ale to dobrze, bo nie ma tam tłumów…

(Lodowy wyciąg na Exocet)

 

Porozmawiajmy na chwilę o waszym tegorocznym wyjeździe do Patagonii. Jaka była pogoda? Udało się wam zrobić Exocet. Możesz powiedzieć coś więcej o tej wspinaczce? Jak byś porównał ją do dróg alpejskich?

Patagonia jest niesamowita, doprawdy zjawiskowa. I naprawdę zasługuje na złą reputację ze względu na fatalną pogodę, ale kiedy przejaśni się na dwa dni i możesz wyruszyć pod ścianę, to wiesz, że warto było czekać. Exocet to chyba jedna z najlepszych dróg, jaką kiedykolwiek zrobiłem. Wspinanie samo w sobie może nie jest powalające, ale widok zapiera dech w piersiach. Jeżeli uda ci się wyjść z tego szerokiego komina o wycenie WI5/WI6, docierasz do grani szczytowej i po raz pierwszy możesz zobaczyć po prawej stronie wielki Lądolód Patagoński, a po lewej – niebieskie jeziora i łąki. Tworzą one niewiarygodny kontrast, a ty stoisz dokładnie na linii je rozdzielającej. Po prawej stronie nad twoją głową wiszą gigantyczne niższe grzyby śnieżne Cerro Standhart, symbol góry z magazynu „Alpinist”. To jest niesamowite. A potem, kiedy wspinasz się wyżej, pojawia się w całej okazałości grzyb szczytowy Cerro Torre. Wydaje się, że leży rzut kamieniem od ciebie. To był jeden z najbardziej niesamowitych dni w moim życiu. Exocet nie da się porównać z alpejskimi drogami. Na starcie trzeba podejść 1850 metrów, a widoki są jakby stworzone dla mnie. Samo wspinanie było całkiem podobne do tego w Chamonix, bo jakość granitu jest zbliżona, jednak cały czas trzeba martwić się nagłymi zmianami pogody. Pod koniec dnia Patagonia wygląda niesamowicie i teraz zrozumiałem, dlaczego Colin Haley i Ronaldo Garibotti zakochali się w tym miejscu…

 

W Patagonii dokonaliście też prawdopodobnie pierwszego powtórzenia East Face na Cerro Piergiorgio. Kończyliście wspinaczkę już w nadchodzącym załamaniu pogody. Jakieś wrażenia?

Piergiorgio było dobrą zabawą. To był nasz plan B, bo prognozy pogody były coraz gorsze i nie byliśmy pewni, czy uda nam się dostać do podstawy ściany zanim zacznie być nieprzyjemnie. W rzeczywistości podczas podejścia wszystkie szczyty dookoła zaczęły „dymić śniegiem”, więc myśleliśmy, że załamanie pogody nadeszło wcześniej. Wydaje mi się, że wszyscy zawrócili w tym momencie, bo stwierdzili, że pogoda nie wytrzyma, ale my postanowiliśmy, że idziemy dopóki nie zrobi się naprawdę źle. Na szczęście dla nas pogoda popsuła się w chwili, kiedy dotarliśmy do szczytu, więc udało nam się ukończyć drogę. Wspinając się, miałem uczucie prawdziwej przygody, gdyż nic o tej linii nie wiedzieliśmy i nie widzieliśmy jej, dopóki nie dotarliśmy do podstawy ściany. Kiedy osiągnęliśmy szczyt, zobaczyliśmy morze chmur napływających z lądolodu i dopiero wtedy zaczęliśmy się bardzo martwić, gdyż czekało nas jeszcze zejście. Podczas zjazdów pogoda była okropna, szczególnie w momencie, kiedy musieliśmy przejść przez lodowiec. Na szczęście udało nam się znaleźć cieniutką ścieżkę z poprzedniego dnia, co w pewnym sensie uratowało nam życie. Każdy z nas został ścięty z nóg przez wiatr i przyszpilony do śniegu – wydawało mi się, że gdzieś nad nami zwalił się lodowy serak. Piergiorgio to była fajna przygoda i cieszę się, że ją przeżyliśmy – w dosłownym tego słowa znaczeniu.

 

Będziecie chcieli wrócić do Patagonii? Jeśli tak, to co jest dla was największym celem w tym rejonie?

Mam nadzieję, że tak. Moim celem w tym roku była zachodnia ściana Cerro Torre (czyli lodowa droga Ferrariego – red.) i Supercanaleta (jedyna lodowa droga na Fitz Royu – red.), ale żadnego z nich nie udało mi się zrealizować z powodu pogody. Takie jest życie – jak mówią. Zachodnia ściana Cerro Torre wydaje się jedną z najbardziej niesamowitych dróg lodowych na świecie. Byłbym szczęśliwy, gdyby udało mi się ją zrobić. Supercanaleta to piękna linia, po prostu niewiarygodna. Nie ma na niej zbyt wielkich trudności, ale alpinista nie może oprzeć się jej ogromowi. Poza tym chciałbym zrobić kilka nowych dróg – ale to moja tajemnica J.

 

(Na szczycie Cerro Piergiorgio)

 

Czy masz plany związane z wyjazdem w inne góry?

W maju jadę na pięć tygodni na Alaskę i już nie mogę się doczekać tej wyprawy. Nie mogę sobie jednak pozwolić na więcej niż dwa tripy w roku. Częściowo z powodu pieniędzy, a częściowo dlatego, że zatrudniam sam siebie i dla mojej firmy niebezpieczna jest utrata kontaktu z klientami na tak długo. Straciłem dwóch nowych, dużych klientów, bo byłem na Alasce i nie odpisywałem na ich maile przez pięć tygodni. Chcę się dużo wspinać, ale muszę też zapewnić sobie źródło finansowania.

 

Teraz pytanie o sprzęt – w jakich rakach i dziabach wspinasz się z reguły w Alpach?

Według mnie nie ma nic lepszego niż Nomic Petlza. Nowa wersja, której premiera została przesunięta, wygląda nawet lepiej, a u podstawy rękojeści ma stalowy quasi-grot, który jest bardzo użyteczny podczas wspinania alpejskiego. To jest świetna dziaba w góry. Jeżeli chodzi o raki, to muszą to być Darty Petzla – najlżejsze pełne raki górskie na rynku. Mam do nich zestaw monopointów i dwuzębów, których używam w zależności od robionej drogi.

 

Czy byłeś kiedyś w Polsce? Podobnie jak w Szkocji, zimą wspinamy się po zamarzniętej trawie – czasami na ponad 500-metrowych ścianach.

Niestety, nigdy nie byłem. Utknąłem w Chamonix, bo mam tu mieszkanie i całoroczny karnet narciarski, więc szkoda mi ich nie wykorzystywać. Poza tym tu ciągle jest tyle do zrobienia... Jednak jeśli chcesz mnie zaprosić, na pewno przyjadę. Słyszałem, że wspinanie w Polsce jest podobne do szkockiego. Niestety, nie spędziłem tam zbyt wiele czasu. Jednak gdy już tam jestem, uwielbiam ten rodzaj wspinu – krótkie i trudne drogi mikstowe, które sprawiają mi wiele przyjemności. Z tego, co wnioskuję, Polacy to nieźli wspinacze i wydaje mi się, że wspinanie u was wiele by mnie nauczyło.

 

Rozmawiał: Maciek Ciesielski

Artykuł pochodzi z 203 numeru Magazynu GÓRY

 

 

Najnowszy numer magazynu GÓRY. Świętuj z nami 25 lat!

 

 

 

 

Więcej nowości i ciekawych artykułów znajdziesz na naszym nowym serwisie: www.magazyngory.pl
Kinga
 
Goryonline
 
2023-01-13
GÓRY
 

Narciarski trawers Szwajcarii

Komentuj 0
Goryonline
 
2016-12-26
GÓRY
 

Lawiny w polskich górach

Komentuj 0
 
 
 
Copyright 2004 - 2024 Goryonline.com