Cyberoszuści nie mają sentymentów. Od pewnego czasu celem ich ataków stają się także klienci agencji organizujących górskie wyprawy. Jeszcze pal sześć, jeśli wspinaczom przepadną pieniądze. Najgorzej, gdy stracą życie.
Mount Everest widziany ze stoków Lhotse, podczas ataku szczytowego; fot. arch. Monika Witkowska
Wyprawa na Everest dla 41-letniego Rustema Amirowa była marzeniem od wielu lat. Długo się do niej przygotowywał, długo zbierał pieniądze. W końcu udało się – 6 kwietnia 2018 roku Rosjanin wylądował w Katmandu, pewien, że już za kilka dni wyruszy na wymarzoną górę. Miał ją zdobywać od strony tybetańskiej, w wersji all inclusive, czyli z pakietem butli i pod opieką Szerpy. Tak przynajmniej wynikało z maila otrzymanego po wpłaceniu ostatniej raty niemałych w sumie pieniędzy.
Stało się inaczej… Kiedy Rustem z hotelu zadzwonił do agencji, która miała być organizatorem wyprawy (nepalska Monterosa), telefon długo nie odpowiadał, co Rosjanin uznał za usprawiedliwione, bo przecież rozpoczął się sezon ekspedycji. Tymczasem, gdy w końcu właściciel Monterosy pojawił się na spotkaniu, wyjaśnił zszokowanemu Rosjaninowi, że wyprawy na Everest jego firma… nie organizuje, a pieniądze przepadły, bo ich… nie ma. Powód? Strona agencji została zhakowana.
„W pierwszym odruchu chciałem wyskoczyć przez okno. Ale wziąłem się w garść i zacząłem walczyć o swoje marzenia” – napisał wtedy na facebookowym profilu Rustem. Monterosa nie poszła mu na rękę. Stwierdziła, że zorganizuje wejście, o ile dostanie pełną kwotę, dla Rustema kosmiczną. Znalazł on jednak inną agencję, która ze zrozumieniem podeszła do tematu, dając mu zniżkę na z założenia dużo tańszą wyprawę na sąsiadujące z Everestem Lhotse (8516 m, czwarta góra świata). Żeby dodatkowo zaoszczędzić, chłopak podjął decyzję o korzystaniu z usług agencji jedynie do poziomu obozu bazowego – akcja górska miała być w pełni samodzielna, między innymi bez prywatnego Szerpy.
Z pomocą przyjaciół w ciągu zaledwie trzech dni Rustem uzbierał wymaganą kwotę, ciesząc się, że mimo przeciwności losu dostał jednak swoją szansę i zmierzy z ośmiotysięcznikiem. „Będę się wspinał z międzynarodową ekipą, w sportowym stylu, bez tlenu z butli” – relacjonował podekscytowany. Jaki był finał? Rustem Lhotse nie zdobył. 17 maja wycofał się z rozpoczętego ataku szczytowego, zaczął schodzić, po czym znaleziono go martwego w namiocie w obozie trzecim (7100 m). Gdyby z braku pieniędzy nie zrezygnował z opieki Szerpy i z używania tlenu, może nie straciłby życia. Idąc dalej tym tropem – gdyby pojechał na Everest w opcji, za którą zapłacił, gdyby go nie oszukano…
Obóz bazowy dla wypraw zdobywających Everest i Lhotse; fot. arch. Monika Witkowska
WYPRAWA? JAKA WYPRAWA?
Jak się potem okazało, nie tylko Rustem padł ofiarą cyberoszustów, którzy zhakowali stronę Monterosy. Pecha mieli także Węgrzy oraz Polacy, a konkretnie sześcioosobowa ekipa ze Stowarzyszenia Sportowego – Klubu Alpinistycznego Homohibernatus, również zamierzająca wspinać się na Everest. Przylecieli do Katmandu pewni, że wszystko jest zgodne z ustaleniami. Mając w pakiecie transfer, czekali, aż ktoś ich zabierze z lotniska do hotelu, ale żaden przedstawiciel agencji się nie pojawił. Kiedy w końcu udało się złapać szefa Monterosy, ten zdziwiony stwierdził (jeszcze przed wyprawą Rustema, więc ze sprawą zetknął się po raz pierwszy), że przecież nie było zainteresowania wyprawą, więc ją odwołał. Tu z kolei zdziwili się Polacy, no bo jak to – przez kilka miesięcy krążyły maile, wpłacono zaliczki. Na czym się skończyło? „Weź, powiedz ludziom, którzy tyle się przygotowywali, zdobywali kasę, że teraz wszystko przepadło… – Zbyszek Bąk, szef Homohinbernatusa, niechętnie wspomina tamten dzień. – Musiałem szybko znaleźć agencję, która tę moją ekipę na Everest zabierze, załatwiłem pieniądze i jeszcze raz za wszystko zapłaciłem. Straciłem dużo, 20 tysięcy dolarów, ale mogłem jeszcze więcej, bo i tak była to tylko zaliczka. Słyszałem o klientach któr stracili 60 tysięcy dolarów!”. Finał? Duża strata na koncie, ale dwie osoby Everest zdobyły!(...)
O tym na co należy uważać przy korzystaniu z usług agencji podczas wypraw w Himalaje (i nie tylko) oraz jak nie dać się cyberoszustom przeczytacie w najnowszym numerze GÓR (276).