O niezwykle udanym sezonie i niesłabnącej motywacji do rozwoju z jednym z bardziej utalentowanych wspinaczy w Europie, Piotrkiem Schabem, rozmawia Mateusz Haładaj.
Mateusz Haładaj, GÓRY: Wspinaniu poświęcasz dużo czasu i energii. Co najbardziej kręci Cię w tym sporcie?
Piotr Schab: Moje podejście do wspinania w ostatnim czasie znacząco ewoluowało. Teraz najbardziej kręci mnie chyba odnajdywanie własnych słabości i praca nad nimi. Duży nakład treningu sprawia, że słabe strony potrafię obrócić w mocne, a do intensywnego treningu motywuje mnie samodoskonalenie. Fajne wyrównywać granice swoich możliwości na każdej wspinaczkowej płaszczyźnie.
Sweet Home Korona. Fot. Mateusz Haładaj
Jeżdżąc w skały wolisz "robić swoje" szybko i sprawnie, jak większość zawodników panelowych, czy też odnajdujesz radość z samego tripowania i kontaktu z naturą? A może do pełni satysfakcji potrzebna jest wysoka cyfra?
Na pewno nie bawi mnie trenowanie dla samego trenowania – nie byłbym w stanie się do tego zmotywować. Staram się sporo jeździć w skały, a tam sprawnie wykorzystać przygotowaną formę. Wtedy faktycznie wspinam się tylko po drogach wymagających, chociaż wiosną tego roku musiałem trochę zluzować i miałem kilka dni chodzenia po łatwych liniach w mniej znanych rejonach. I to było bardzo przyjemne. Czasem faktycznie łapię się na tym, że uczestniczę w pogoni za najtrudniejszymi wyzwaniami – wtedy fajnie zrobić coś dla czystej przyjemności. Mimo że największą satysfakcję mam wtedy, gdy jakaś trudna cyfra szybko mi wychodzi, nie zapominam o aspektach towarzyszących, które same w sobie potrafią sprawić radość. Sporo zależy oczywiście od ekipy – czasami wieczory potrafią być przyjemniejsze niż dni spędzone w skałach.
Piotrek na Catxasie 9a+ w Santa Linya. Fot. Wojtek Kozakiewicz
No właśnie... ekipa. Tworzycie z chłopakami zwartą grupę. To chyba podstawa dobrego treningu?
Tak, gdy ładuję sam, jest mi dużo trudniej. Odczułem to ostatnio, gdy Maciek Oczko wymyślił, że będziemy trenować z Kamilem Ferencem i Adamem Gadułą Karpierzem. Moja motywacja od razu poszła do góry.
W tym roku przeszedłeś aż 4 drogi o trudościach 9a+. To absolutnie światowy poziom. Najpierw była Catxasa, którą zrobiłeś w ekspresowym tempie. Co się wydarzyło, że wszystko tak srpawnie zagrało?
Chyba byłem pod presją czasu. Do wiosennego wyjazdu przygotowywałem się przez 3–4 miesiące i czułem, że jestem w życiowej formie. Jednak długo próbowałem Fight Or Flight w Olianie i to wyzwanie trochę przerosło mnie psychicznie. Potrzebowałem odskoczni. Santa Linya chyba bardziej mi leży – wspinanie na ściance idealnie się na nią przekłada, a drogi w grocie są jak porządne obwody na Koronie.
Praca nad ruchami Fight or Flight 9b w Olianie. Fot. Wojtek Kozakiewicz
Pełen wywiad z Piotrkiem przeczytacie w nowym, 265 numerze GÓR. Dowiecie się z niego m.in. jak wyglądała praca nad legendarną Biographie jak i pozostałymi z czterech 9a+, które pokonał w swoim najlepszym jak dotąd wspinaczkowym roku. Miejsca zabraknąć nie mogło również na rozmowę o planach na przyszłość oraz kluczowych aspektach, treningu które sprawiły, że jego forma poszybowała w górę.