21 października 2004 r. uroczystą mszą w zakopiańskim kościele Świętego Krzyża rozpoczęły się obchody 50. rocznicy powstania Tatrzańskiego Parku Narodowego. Zapowiadało się sensacyjnie - chodziły słuchy, że demonstrować mają ekolodzy, jednak na szczęście do tego nie doszło. Taka rocznica jest co prawda okazją do podsumowań i zastanowienia się, co się udało, a co nie, będzie jednak na to czas w nadchodzącym roku, w którym odbywać się będą wykłady i konferencje poświęcone TPN-owi. Należy życzyć sobie tylko, by nie zabrakło otwartości i tolerancji. Zamiast sensacyjnie było więc pięknie, wzruszająco i godnie.
Po mszy odbyła się tak zwana akademia - czytano życzenia, składano gratulacje, kilkunastu pracowników Parku zostało udekorowanych złotymi, srebrnymi i brązowymi Krzyżami Zasługi. Całość, prowadzona przez aktorów z Teatru im. Witkacego, przeplatających oficjalne wystąpienia piosenkami z przedstawienia "Na przełęczy", w niczym nie przypominała organizacyjnych nasiadówek i skłaniających do drzemki zebrań.
Z okazji jubileuszu w siedzibie Parku, otoczonej od niedawna budzącym pewne emocje płotem, można obejrzeć wystawę, której autorami są Maciej Berbeka i Andrzej Samardak. Doskonałym pomysłem jest zestawienie fotografii poszczególnych tatrzańskich rejonów, tych sprzed pięćdziesięciu lat ze współczesnymi, a ich porównywanie to zajęcie bardzo interesujące. Stała ekspozycja muzeum parkowego jest na razie nieczynna, ponieważ zostanie zmieniona i unowocześniona. Najwyższy czas, bo fotografie z lat sześdziesiatych i zakurzone wypchane zwierzątka przyprawiały o melancholię. Na razie pewne eksponaty skazane są na tułaczkę, przez co osoby nieuprzedzone mogą dostać ataku serca na widok wychylającego się z kąta dorodnego odyńca czy czającego się w sali konferencyjnej misia.
Jasną jest sprawą, że podobne uroczystości to przede wszystkim okazja do tego, by zjeść, wypić i porozmawiać. Jedzenie i picie były przednie, a rozmowy, mimo biesiadnego nastroju, poważne i interesujące (przynajmniej do pewnego momentu). Miło było patrzeć, jak mieszają się stany i grupy zawodowe, jak przy niejednym stole obok baranka zasiada wilk i jak wcale liczni przedstawiciele PZA starają się zadzierzgnąć i zacieśnić, z pożytkiem dla przyszłych pokoleń wspinaczy odwiedzających Tatry.
My, wspinacze, życzymy wszystkim pracownikom TPN następnych pięćdziesięciu lat owocnej pracy w tym - według określenia dyrektora Pawła Skawińskiego - "Bożym ogrodzie", jakim są Tatry. Kochamy je wszyscy, a miłość powinna łączyć, a nie dzielić, prawda?
Beata Słama
"Góry", nr 11 (126), listopad 2004
(kb)