O niespodziewanym sukcesie i konsekwencjach zdobycia tytułu mistrzyni świata w czasówce na wrześniowych zawodach w Moskwie z NATALIĄ KAŁUCKĄ rozmawia ANDRZEJ MIREK.
Emocje po finałowym biegu na Mistrzostwach Świata w Moskwie; fot. Dimitris Tosidis
ODCZUŁAŚ SKUTKI POPULARNOŚCI?
Mieszkam w Tarnowie – bardzo małym mieście, w którym nowina o zdobyciu tytułu szybko się rozniosła. Kiedy byłam na zakupach, podeszła do mnie jakaś pani i mi pogratulowała. Na klatce schodowej jestem gwiazdą (śmiech).
Odczułam też negatywny efekt: ludzie wysyłają mnie do Paryża [na igrzyska olimpijskie – przyp. red.] po medal i tworzą presję. Chyba największym niekorzystnym skutkiem było to, że znalazłam się w centrum uwagi, co może dla niektórych jest fajne, lecz ja akurat jestem osobą, która woli stać z boku i po cichu pracować na własne marzenia. W tym roku zdałam sobie sprawę, że oczekiwania są wynikiem rezultatu. Czy mnie to stresuje? Raczej starałam się być odporna, mieć to gdzieś, bo do igrzysk w Paryżu daleko. W ciągu pół roku przyspieszyłam o pół sekundy, co oznacza mega progres i jest dla mnie ważniejsze.
ILU WYWIADÓW UDZIELIŁAŚ?
Bardzo wielu, około 30, od zawodów codziennie z kimś rozmawiałam. Zaczęłam już odmawiać, bo zrobiło się tego strasznie dużo, aż byłam w szoku. Najczęściej dziennikarze pytali o Paryż, co w sumie jest smutne, bo nie dali mi się nacieszyć dopiero co zdobytym mistrzostwem. Dostałam też kiedyś głupie pytanie, czy mam chłopaka. Akurat to dla mnie absurdalna kwestia, która nic nie wnosiła do wywiadu dotyczącego mojego zwycięstwa.
A OD KOGO OTRZYMAŁAŚ GRATULACJE?
Najbardziej zaskoczyły mnie gratulacje od Agnieszki Kobus-Zawojskiej – wioślarki, medalistki igrzysk olimpijskich, którą śledziłam na Instagramie. Nie spodziewałam się też gratulacji od Igi Świątek, chociaż poznałyśmy się na olimpiadzie młodzieżowej i ja jej pogratulowałam zwycięstwa w turnieju Rolanda Garrosa. Wiedziałam, że obserwuje moją karierę.
Medale może i nie są najważniejsze, ale pierwsze miejsce na podium MŚ cieszy. Od lewej: Julia Kaplina, Natalia Kałucka i Aleksandra Mirosław; fot. Dimitris Tosidis
W SWOIM PIERWSZYM SEZONIE SENIORSKIM ZDOBYWASZ MISTRZOSTWO ŚWIATA… CZEGO CHCIEĆ WIĘCEJ?
W moim przypadku wszystko działo się trochę nie po kolei, bo pierwszy medal seniorski zdobyłam na mistrzostwach świata – nie było tak, że jechałam tam jako faworytka i każdy się tego spodziewał. Wiedziałam, że bardzo przyśpieszyłam, bo dużo czasu poświęciłam na trening, ale ani ja, ani mój trener na to nie liczyliśmy. To była niespodzianka.
Moim zdaniem medale nie są najważniejsze. Głównym celem jest dla mnie to, żeby mieć cały czas fun ze startów, bo bez niego nie będzie sukcesów i szczęścia we wspinaniu. Chciałabym oczywiście biegać szybciej, ale też równiej, a z tym bywało rozmaicie. Liczę na medale pucharów świata i Europy, tak że celów mi nie zabraknie.
Rozmawiał / ANDRZEJ MIREK
Dalsza część artykułu znajduje się na naszej stronie magazyngory.pl
Wywiad został opublikowany w Magazynie GÓRY numer 6/2021 (283)
Zapraszamy do korzystania z czytnika GÓR > link