Banff. Wiadomo, że to gdzieś w Kanadzie, że tam właśnie odbywa się najbardziej prestiżowy festiwal filmów górskich i że najlepsze filmy objeżdżają potem świat jako Banff Mountain Film Festival World Tour.
Banff to znany kanadyjski kurort, gdzie pustkę po sezonie wędrówek po parkach narodowych Gór Skalistych, a przed sezonem białego szaleństwa, wypełnia Festiwal Filmów Górskich. Od kilkunastu lat odbywa się wspólnie z Festiwalem Książek Górskich.
Obecna edycja, dwudziesta dziewiąta, trwała od 30 października do 7 listopada. Nadesłano rekordową ilość 331 zgłoszeń, z których wybrano 63 finalistów, w tym filmy fabularne i krótkometrażowe. Samo znalezienie się w gronie finalistów można więc uznać za sukces. Rangę festiwalu podnosili też liczni goście i prelegenci, postaci znane w światowym środowisku górskim.
Akcentem polskim był film Jerzego Surdela "Odwrót" oraz film Darka Załuskiego "Ciao Martina" (dwa lata temu film Załuskiego "Przypadki pani Ani" także dostał się do finału).
Projekcje oraz prelekcje odbywały się w ośrodku konferencyjnym Banff Centre. Filmy prezentowano w trzech salach, łącznie dla około 1500 widzów. Organizacja imprezy stała na wysokim poziomie, wszystko chodziło jak w zegarku. Niewątpliwą atrakcją dla publiczności, a ogromnym stresem dla niektórych twórców, było zapowiadanie pokazu swojego filmu. Widownia była jednak bardzo życzliwa i oklaskiwała sumiennie każdego, mniej lub bardziej śmiałego, autora.
Udało mi się obejrzeć sporo filmów, mimo niesprzyjającej wieczornym posiedzeniom zmiany strefy czasowej. Największe wrażenie wywarł na mnie obraz norwesko-duński "Last stunt" w reżyserii Toma Edvindsena. Kanwą filmu jest śmiertelny w skutkach wypadek brytyjskiego kaskadera Terry`ego Forrestal`a podczas skoku skydiving z tysiącmetrowej skały Kjerag nad fiordem Lysefjord. Jest to jedno z niewielu miejsc na świecie, gdzie takie skoki są dozwolone. Siostra zmarłego kaskadera uważa, że Norwegia nie zapewniła dostatecznych warunków bezpieczeństwa i że promuje "turystykę śmierci". Wszczyna postępowanie przeciwko złożonej z ochotników ekipie ratunkowej i firmie organizującej pobyt w bazie pod skałą. Podziwiając zapierające dech w piersiach skoki, słuchamy wypowiedzi przyjaciół zmarłego, jego siostry, ratowników oraz innych skoczków. Na równi z nimi staramy się dociec przyczyn niepowodzenia akcji ratunkowej. Film porusza kwestię odpowiedzialności osób decydujących się na uprawianie sportów ekstremalnych: czy robią to tylko i wyłącznie na własne ryzyko, ponosząc wszelkie konsekwencje, czy też mogą angażować innych w ryzykowne akcje ratunkowe; i dalej - czy uprawnione jest oskarżenie ich w przypadku niepowodzenia akcji. A może prościej byłoby zabronić uprawiania tego typu sportów? Na takie pytania film nie daje jednoznacznych odpowiedzi, ale wymaga refleksji i pozostawia w pamięci wyraźny ślad.
Na salach projekcyjnych zawsze był komplet widzów. Nie było "gorszych" i "lepszych" pór wyświetlania, frekwencja dopisywała. Średnia wieku widowni sytuowała się raczej bliżej czterdziestki niż dwudziestki.
Widzowie, spontanicznie reagujący na filmowe zwroty akcji i nastroju, w drodze głosowania uznali, że najlepszym filmem był "Samotnie przez Australię" Iana Darlinga i Jona Muira. Muir przybył zresztą na festiwal i wyróżniał się dość mocno wśród polarowej widowni swoimi nagimi ramionami i krzaczastą brodą.
Jury ogłosiło wyniki w sześciu kategoriach konkursowych. Grand Prix, ku zaskoczeniu wszystkich, przyznano archiwalnemu filmowi Surdela. "Odwrót" to bowiem czarno-biały obraz z 1968 roku, zrealizowany w łódzkiej filmówce, opowiadający dramatyczną historię pewnej wspinaczki w Tatrach.
No i cóż... Na zakończenie "wrap up party", tańce przy amerykańskiej kapeli grającej ostre rytmy, ostatnie rozmowy "między nami filmowcami", piwo "Canadian"... Oby do następnego razu, bo warto!
Więcej informacji o Festiwalu na stronie www.banffmountainfestivals.ca
Tekst i zdjęcia: Izabela Załuska
12 (127) 2004
(kb)