Niespełna dziewięciomilionowy kraj o powierzchni półtora razy większej niż Polska, którego linia brzegowa wynosi grubo ponad trzy tysiące kilometrów, był przez cztery doby gospodarzem rajdu adventure - Explore Sweden. W tym roku w najbardziej prestiżowych zawodach w Skandynawii wziął też udział polski team Speleo Salomon. Kasię Zając, Piotrka Hercoga i Piotrka Kosmalę wspierał Rosjanin Misha Pershin.
W regionie High Coast na wybrzeżu Bałtyku, na północny wschód od Sztokholmu, zawodnicy mieli do pokonania 500-kilometrową trasę przebiegającej przez morze, jeziora, rzeki i lasy parku narodowego.
Spośród całego dystansu na odcinkach kajakowych przepłynęliśmy 60 km po morzu oraz około 60-70 km po rzekach i jeziorach – powiedział Piotrek Hercog, nawigator zespołu
. Oraz 280 km na rowerze, 25 km na rolkach, 70 km biegiem i 4 km wpław.
Osiem wysp
Rajd zaczął się w piątek wieczorem od krótkiego biegu pod górę, a przez całą noc zawodnicy zdążyli zjechać na rowerach szlakiem do downhillu, przebiec dwadzieścia kilometrów po lesie oraz ścigać się na rolkach ze świetnymi w tej dyscyplinie Norwegami. O 6 rano, gdy kończył się dark zone (zakaz poruszania się po wodzie między 20 a 6 rano, wprowadzony ze względów bezpieczeństwa) przy temperaturze wody i powietrza oscylującej wokół 11 stopni, zawodnicy wskoczyli do Bałtyku. W piankach, pomagając sobie materacami, mieli przetrawersować siedem wysp, a między nimi płynąć wpław. Kluczowym tego dnia okazało się doświadczenie – najszybciej poruszali się Szwedzi, którzy taszczyli wielkie materace pozwalające na minimalny kontakt z wodą. Im więcej ciała trzeba było zanurzyć w wodzie, tym prędkość była mniejsza. Kasia Zając powiedziała: Ubrani byliśmy ciepło, w pełne neopreny i pokonując etapy na lądzie pociliśmy się. Wydaje mi się, że nawet dystans nie byłby taki zły, gdyby nie nasze niedziałające materace. Z mojego powietrze zeszło już na czwartej wyspie. Musiałam płynąć z Piotrkiem Kosmalą na jednym i fakt, że obydwoje mieliśmy nogi w wodzie, bardzo spowalniał nasze tempo. Holując się nawzajem, pokonali w sumie ponad 4000 metrów wpław i prawie 30 km marszem po porośniętych mchem skałach.
Późnym popołudniem pozbyli się pianek i wieczorem dotarli na rowerach do spektakularnej skały Skule, na którą mieli wspiąć się dwukrotnie pokonując system trudnych via ferrat, ubezpieczonych dróg wspinaczkowych. Czekając, aż dwa zespoły przed nimi skończą zadanie linowe, próbowali spać na skale przy 5 st. C. Zanim wspięli się na obydwu drogach, minęło pół nocy i na sen w zimnym namiocie zostały raptem dwie godziny.
Mozolnie przez Bałtyk
Gdy o 6 rano skończył się dark zone zaczął się długi etap morski. Piotrek podsumował: na morzu spędziliśmy około 9 godzin. Trafiliśmy na świetną pogodę – słoneczny dzień i bardzo małą falę, co w tym rejonie niezwykle rzadko się zdarza. Dzięki temu w obładowanych kajakach (Prijon Excursion i Aquarius 525) nie straciliśmy zbyt wiele czasu na walkę z przeciwnościami. Wiatr był bardzo słaby.
Zanim znów wsiedli na rowery, musieli jeszcze wyciągnąć, ważące swoje, kajaki na wysoki brzeg i donieść do transition area, czyli miejsca zmiany sprzętu, w którym czekały spakowane wcześniej skrzynie z jedzeniem i ubraniami na zmianę. O zachodzie słońca zaczęli mozolną, 18-godzinną jazdę na północ i z godzinnym snem w przydrożnej szopie do południa następnego dnia przejechali 240 km.
Walka z kajakami
Ostatnia część zawodów prowadziła wzdłuż 90 km rzek i jezior z powrotem w kierunku wybrzeża i nie licząc noclegu w czasie dark zone trwała 20 godzin. Dzięki pięknej pogodzie i często zmieniającemu się otoczeniu, był to zdecydowanie najładniejszy z etapów. Kasia była zachwycona: r
zeka była bardzo urokliwa – miejscami szeroka i przypominająca rozlewiska, miejscami wąska i wartka jak nasza Drawa. Mieliśmy też do pokonania kilka mniejszych rapidów. Przenoski były miłym przerywnikiem miedzy etapami wiosłowania. W jednym miejscu musieliśmy ciągnąć kajaki całe 18 km. Na szczęście była to piękna droga asfaltowa, więc dało się nawet biec.
Finisz polskiego zespołu wypadł we wtorkowe popołudnie, z czasem 89 godzin zajęli ósme miejsce, zwycięstwo przypadło Szwedom z Lundhags Adventure. Gdzie krył się sukces skandynawskich zespołów? W prędkości podczas wiosłowania. Najlepsze teamy osiągały prędkości rzędu 12 km/h, podczas gdy na kajakach krótszych o metr można było rozwinąć się maksymalnie do 8,5 km/h. Na dystansie 120 km taka różnica decydowała więc o czołowych lokatach. Ale Speleo Salomon nie poddaje się. Dzięki nowemu sponosorowi Tahe Marine już wkrótce będą walczyć jak równy z równym podczas 150 kilometrowych etapów kajakowych na Mistrzostwach Świata w Brazylii (listopad 2008) i w rajdzie Abu Dhabi Adventure Challenge (grudzień 2008).
Strona zespołu www.speleoteam.pl
2008-09-22
(kg)