Olek i Piotrek dotarli do Skardu, to ich ostatni przystanek przed górami. Poniżej ich krótka relacja.
Z Polski wyruszyliśmy 5 dni temu. Po całej nocy spędzonej na pakowaniu, pierwszy etap podróży, z Krakowa do Monachium, pokonujemy samochodem (dzięki Tomek!). W wysokogórskich butach pakujemy się do samolotu i o świcie jesteśmy już w Abu Dabi. Jest nierealnie gorąco i duszno, każde wyjście poza klimatyzowane wnętrza zaskakuje tym, jak upalnie być gdzieś może. Prysznic, jajecznica (dzięki Kinga!) i popołudniu lecimy dalej, do Islamabadu. Posiłki w samolocie spakowane w torebki „na wynos”, w końcu jest Ramadan i jeść można dopiero po zachodzie słońca, ale większość pasażerów chyba ma dyspensę. Ci bardziej zdyscyplinowani zjadają wszystko w pośpiechu tuż przed lądowaniem, kiedy przez głośniki pada informacja o tym, że słońca już niet. Mieli szczęście, że lot był lekko opóźniony.
Na lotnisku odbierają nas przemili Anwar i Ibrahim z agencji, z której usług korzystamy. W Islamabadzie spędzamy kolejny dzień, wieczorem kolacja połączona ze spotkaniem z Bardzo Ważnym Panem i następnego dnia przed świtem ruszamy w podróż słynną Karakorum Highway. Podniecenie jest, emocje są. 18 godzin później lekko wyprani z porannego entuzjazmu docieramy do Chilas. 3 godziny snu i ruszamy dalej.
Znużenie podróżą, wertepami i upałem rekompensują niesamowite widoki. Mijamy Nanga Parbat, mkniemy (odpowiednie słowo, bo pakistańscy kierowcy do najostrożniejszych nie należą) krętą, wąską drogą zawieszoną w niekończących się kanionach. Pod wieczór docieramy do Skardu, ostatniego przystanku dla naszych busów. Stąd ruszamy już w góry do base campów pod K2, Broad Peak czy jak my pod Gasherbrumy. Ostatnie przepakowanie, pisanie pocztówek i jutro ruszamy. Trzymajcie kciuki!
Piotrek i Olek
climb2ski.pl