Marsylia, malownicze miasto na południu Francji. Rokrocznie przyciąga rzeszę turystów, tym razem stała się również bazą wypadową zespołu adidas Outdoor Team. Członkowie zespołu ruszyli na poznanie Verdon i okolic, aby odkryć nowe i zapadające w pamięć rejony wspinaczkowe.
W wyprawie udział wzięli: Małgorzata Rudzińska, Paweł Jarosiewicz, Krzysztof Banasik oraz ambasadorzy adidas: Adam Pustelnik i Agata Wiśniewska. Team spędził we Francji tydzień, a ich celem było nie tylko wspinanie, ale również slackline. Wspinacze odwiedzili słynne Buoux, a męska część zespołu pokonała jedną z najdłuższych dróg w Verdon – 300-metrową "Rideaux de Gwendal". Dni mijały szybko o czym może świadczyć bardzo wartka relacja członków z wyjazdu:
Dzień 1
Poranek po dotarciu do La Palud sur Verdon (miejscowości wypadowej do wspinania w wąwozie Verdon) przywitał nas mgłą tak gęstą, że szczerze wątpiliśmy w możliwość wspinania w okolicy. Jednak już w południe chmury podniosły się i mogliśmy zacząć działać.
Na rozruch wybraliśmy rejon o dumnie brzmiącej nazwie "Hulk". Jego wizytówką są długie i bezlitosne "kaloryfery", a także nietypowe podejście wymagające przejścia po "tyrolce" i elementów via ferraty. Z pewnością było to warte zachodu i spędziliśmy świetny dzień w skałach, zakończony pieczeniem w przedramionach oraz uśmiechami na twarzach. Nawet boulderująca część naszego zespołu rozmarzyła się o wspinaniu na drogach wielowyciągowych.
Mimo iż, na jutro prognozy zapowiadają deszcz to nie mamy zamiaru poddać się bez walki.
Dzień 2
Prognozy pogody niestety sprawdziły się. Szczęśliwie nie było tak źle, jak przewidywaliśmy z początku i zamiast ewakuować się poza kanion zostaliśmy na miejscu pełni nadziei, że dzień spędzimy aktywnie. Padało i owszem, ale po kolei...Rano ku naszemu zaskoczeniu słońce dało radę przebić się przez chmury i rozleniwiło nas do takiego stopnia, że z campingu zebraliśmy się dopiero około 10:30. Na przywitanie dnia wybraliśmy najlepsze miejsce w okolicy, czyli merostwo La Palud Sur Verdon. Upewniliśmy się co do tego, że możemy rozwiesić highline w kanionie (co w niedalekiej przyszłości będzie podlegało większej kontroli ze strony administracji Francuskiej) i ruszyliśmy na podbój przestworzy.
Z początku jedynie śledziliśmy wzrokiem ruchy Pawła zmierzające do tego, żeby między dwoma ścianami zawisło 35 metrów taśmy. Z czasem zrozumieliśmy procedury na tyle, że mogliśmy służyć mu pomocą większą niż "dajesz, dajesz". Wczesnym popołudniem, kiedy przez kanion przeszła ostatnia fala deszczu (a jednak), linia była gotowa do przejścia. Jak do tej pory na naszych wyjazdach, głównie się wspinaliśmy. Jeżeli rozwieszaliśmy gdziekolwiek slacka, było to nisko nad ziemią. Mieliśmy świadomość tego, jak mocno różni się to od highline'a, ale dziś pierwszy raz mieliśmy okazję w pełni docenić umiejętności Pawła, który spacerował spokojnie w jedną, a potem w drugą stronę. Zastanawialiśmy się, czy w ogóle odważymy się spróbować swoich sił. Koniec końców spróbowaliśmy i wygląda na to, że jutro wrócimy...
Dzień 3, 4
Dni upłynęły na wielowyciągach i odkrywaniu nowych terenów do wspinania.
- Spragniony wspinania raczyłem się każdym metrem verdońskiego wapienia. Miejsce jest urokliwe do tego stopnia, że wcale nie chce się go opuszczać, a samo patrzenie na olbrzymie mury i w topografię ścian pozostawia chęć powrotu i rozprawienia się z następnymi drogami i projektami – przekonuje Krzysztof Banasik
- O ile wspinanie sportowe z liną nie było dla mnie niczym nowym, to wielowyciągi dostarczyły mi naprawdę dużo emocji. Tak dużo, że przez najbliższych kilka lat raczej nie zdecyduję się tego powtórzyć, chyba jeszcze do tego nie dorosłam – podsumowuje Małgorzata Rudzińska.
Dzień 5
Damska część naszej ekipy, wywiana dwa dni temu z dużych ścian wąwozu Verdon, spędziła ten bardzo słoneczny dzień na regeneracji, zwiedzając pobliską, średniowieczną miejscowość Castellane. Tymczasem męska części zespołu wybrała się na jedną z najdłuższych i podobno najładniejszych linii wspinaczkowych tego rejonu - prawie 300 metrową drogę o nazwie "Rideaux de Gwendal". Gdy, po zrobieniu 10 wyciągów, chłopaki znów znaleźli się na górze wąwozu pora była dość wczesna, więc postanowiliśmy podejść na highline'a Pawła. Wiatr i dziś nie odpuszczał, ale Adam z Pawłem weszli na taśmę. Adamowi prawie udało się po raz pierwszy wstać, natomiast Paweł ponownie przeszedł całego highligne'a - podobno przy najsilniejszym wietrze w życiu. Taśmę już zdemontowaliśmy. Jutro jedziemy do Buoux'u- jednego z najstarszych rejonów wspinania sportowego.
Dzień 6,7
Wczorajszy dzień zaczął się dla nas bardzo wcześnie - po 6 rano obudziły nas błyski i grzmoty szalejącej w kanionie burzy. Ze względu na to, że w górach pogoda często bywa humorzasta, o godzinie 9 zwijaliśmy nasze namioty już przy błękitnym niebie. Około 14 dotarliśmy do słynnego Buoux'u. Co ciekawe, dla większości z nas była to pierwsza wizyta w tym klasycznym rejonie, gdzie wspinano się już w latach 70-tych. Miejsce bardzo przypadło nam do gustu. Zobaczyliśmy pierwsze w historii drogi sportowe o trudnościach 8 w skali francuskiej, jak np."Reve de Papillon" 8a czy "La Rose et le Vampire" 8b. Były chęci spróbowania kilku z nich, ale upał w skalach oraz zmęczenie skierowały nas wszystkich na mniej wymagające drogi. Teraz czekamy na lot powrotny do Warszawy. Tym razem nie skończyło się nam paliwo w drodze na lotnisko. Udało się nam ponadto zdążyć na zamknięcie bramek (dla przypomnienia wracając z ubiegłorocznego wyjazdu teamowego do Fontainebleau, Gosia z Pawłem nie zdążyli na lot powrotny z Paryża). Wygląda więc na to, ze za 3 godziny będziemy w Polsce. Już nie możemy doczekać się kolejnej wspólnej przygody :-)
zdjęcia: Maciej Gajewski
https://www.facebook.com/adidasoutdoor?fref=ts