Moje doświadczenie z ubiegłorocznego przejścia Zenyatty Mondatty potwierdza to, bo Native Son jest o jeden stopień trudniejsza. Już na pierwszym wyciągu okap A3 wymaga sekwencji na sky hookach w całkowitym przewieszeniu i w dodatku z obniżeniem. Stanowisko ponad tym wyciągiem jest naturalne na dużych camach. Przy stosowaniu asekuracji solowej stwarza to poważny problem w czasie prowadzenia następnego wyciągu, bo każde odpadnięcie szarpie liną w kierunku wyciągania camów. To było bardzo stresujące, ale zmuszało do precyzyjnego i ostrożnego wspinania.
Wejscie do strefy A4+ na The Coral Sea. Fot. Tom Evans
Wtedy też zetknąłem się z koniecznością osadzania sky hookow na ślepo, które później wielokrotnie powtarzało się. Wysięgi były tak duże, że nie sposób było ocenić krawędzi do osadzania hookow. Wyciąg "The Coral Sea" był kluczowy i zdecydowanie zmusił mnie do sięgnięcia po całe dotychczasowe doświadczenie we wspinaniu hakowym. Mieszanka różnych technik osadzania haków w rozwierających się rysach tworzonych przez przyklejone do ściany płyty, sekwencje na hookach i copperheadach potwierdzały wycenę A4+. Kończąc ten wyciąg, byłem pelen podziwu dla autorów tej drogi, którzy znaleźli jak najbardziej naturalny sposób przejścia tego fragmentu ściany unikając wiercenia. Zresztą jest to cecha charakterystyczna całej drogi, która jest wyjątkowo piękna i naturalna.
Sekwencja A3 na sky hookach. Fot. arch. Tom Evans
Przejście wielkiego okapu "The Wing" jest bardzo emocjonujące zarówno ze względu na przewieszenia, jak i na techniczne trudności. Sam początek wyciągu, to najtrudniejsze A1, jakie w życiu zrobiłem! Każdy pasaż na Native Son wyceniany na A3 wymagał skupienia i uwagi. Nawet te fragmenty, które początkowo podczas prowadzenia wydawały mi się przecenione, to w trakcie czyszczenia z reguły okazywało się, że szczeliny były elastyczne, a haki wypadały pod obciążeniem liny, co potwierdzało wycenę.
Na wyciągu "The Golden Finger of Fate" jest fragment klasycznej przerysy 5.9. Prawdę mówiąc niezbyt się tym przejmowalem do czasu, kiedy nie utknąłem w niej na ponad godzinę próbując wykonać parę ruchów na odcinku dwóch metrów. Z rysy wydostałem się po desperackiej walce o każdy centymetr skały. Ostatni trudny wyciąg to "The Golden Nipple", na którym trzeba wykonać trzy wahadła przedzielone odcinkami A4 i A3. Wahadła to bardzo techniczne wyłapywane na hookach i sprężynujących plytkach, do których trudno dosięgnąć i trudno dobrać rozmiar cama. Wyciąg kończy się trzema ruchami na sky hookach, które trzeba zawieszać za pomocą wędki, bo odległości są niebotycznie duże.
Marek. Fot. Marek Raganowicz
Na całej drodze miałem dwa dni przerwy z powodu złej pogody. Przez większość dni wspinałem się z prędkością jeden wyciąg dziennie, co sprawiało mi nieukrywaną przyjemność i pozwolilo na delektowanie się tą wspaniała linią. Ogólnie była to dla mnie siódma droga na El Capitanie. Tak jak poprzednie pokonałem ją samotnie nie poręczując żadnego wyciągu. Z moich informacji wynika, że ostatnie przejście solowe tej linii mialo miejsce w latach 90. Przejść zespołowych było może 10 w ostatniej dekadzie (w tym trzy w tym roku!). Interesujące jest to, że na całej drodze ani razu nie odpadłem, mimo że podczas czyszczenia wypadały heady i haki. Native Son była zdecydowanie najtrudniejszą technicznie drogą, jaką kiedykolwiek zrobiłem, a przeżycie tego wspinu było niezwykłym osobistym doświadczeniem.
Przebieg drogi Native Son. Fot. Tom Evans
Marek "Regan" Raganowicz