Od momentu publikacji ostatniego tekstu ekologicznego o tym tytule, którego autorem był Mariusz Biedrzycki (GÓRY 1995, nr 17 i 18), minęła cała epoka. Przez ten czas znacząco zwiększyła się liczba wspinaczy, pojawiły się nowe rejony i nowe problemy na miarę XXI wieku. Wracam więc do tego zagadnienia. Zauważyłem, że blisko jest problemom ekologicznym do tzw. etycznych. Choć starałem się tego uniknąć, to w niektórych przypadkach było trudno.
Czy wspinanie jest najważniejsze?
Samo wspinanie wydaje się niegroźne dla roślin i zwierząt. Usunięcie traw zarastających chwyty nie jest dramatem godnym napiętnowania. Można nawet powiedzieć, że zapobiega erozji skały.
Wydaje mi się, że jednym z najważniejszych problemów samego wspinania jest ordynarne słownictwo towarzyszące patentowaniu i odpadnięciom. Sam byłem świadkiem upominania wspinaczy przez właścicieli domu położonego tuż przy Okienniku Skarżyckim. Apeluję o hamowanie ekspresji słownej, szczególnie w pobliżu domostw i tras turystycznych.
Używanie magnezji nabrało nowej jakości, jest ona używana do rysowania różnego rodzaju kreseczek, celowników i strzałeczek. Pomijam już fakt, że uniemożliwiamy następcom przejście bezdyskujnym oesem „okreskowanej” drogi. Skała wypaćkana magnezją jest ładna tylko dla fanatyków wspinaczki sportowej, dla większości ludzi to jednak mało estetyczny widok.
Wiele świetnych rejonów jest obwarowanych zakazem całkowitego wspinania.
Oczywiście najprostszym sposobem jest respektowanie tych zakazów. Jeśli jednak wspinamy się w miejscach objętych zakazem, to nie rozgłaszajmy tego na prawo i lewo. Moja propozycja to embargo na publikacje prasowe o przejściach w takich miejscach lub opisywanie tych faktów w sposób zrozumiały tylko dla wtajemniczonych.
Apeluję również o niewspinanie się na drogach i w ich pobliżu, jeśli znajdują się tam gniazda ptaków tak, jak ma to teraz miejsce na przykład na Sokolicy, gdzie na drodze Łapiński-Paszucha gnieździ się sokół, na Wysokiej na drodze Trzy rzeczy niemożliwe (gniazdo kruka), na Kominie Łaskawca (sowa) oraz na drodze Calineczka na Wielkiej Turni. Aktualną bazę danych znaleźć można na forum wspinaczkowym serwisu www.wspinanie.pl.
Do tematu wspinaczki w rakach i z czekanami obiecuję wrócić o stosowniejszej porze.
Prowadzenie nowych dróg
Autorom nowych dróg, niestety, często wydaje się, że zrobienie nowej drogi jest tak ważne, że rozgrzesza ich ze wszystkiego. Wydaje się że erę kucia, sztucznych chwytów i ordynarnych ograniczników malowanych na skale mamy za sobą. Pozostaje problem eksploracji nowych skał zgodnie z regułami zdrowego rozsądku.
Czy naprawdę nowa droga warta jest zniszczenie gniazda bytującego tam od lat ptaka?
Czy kilkudziesięcioletnie drzewo to cena, jaką warto zapłacić za to, że drogi nie będę znajdować się w cieniu!? Dla mnie nie. Niestety, niektórzy eksploratorzy są innego zdania.
Z przykrością zauważyłem, że tendencja polegająca na obijaniu dróg ringami i malowaniu ich farbą o kolorze podobnym do koloru skały odeszła w zapomnienie. Rządki święcących się ringów są dla nas miłym widokiem, ale wątpię, by taki same uczucia wywoływały u nie-wspinaczy.
Z punktu widzenia ekologicznego nie ma znaczenia, czy droga wspinaczkowa zostanie otwarta z góry czy z dołu, choć ten pierwszy sposób sprzyja masowości tego procederu. Może o to chodzi na Hejszowinie?
Biwakowanie i śmierdzący temat
Jestem wyznawcą biwakowania „na dziko”, ale ta przyjemność wiąże się z pewnymi ograniczeniami. Kluczowe jest rozpoznanie, czy nie rozbijamy się na terenie prywatnym u kogoś, kto ewidentnie sobie tego nie życzy. Najprościej jest zrobić to na miejscu już sprawdzonym lub poleconym. Jeśli mamy wątpliwości, to najlepiej zwijać obozowisko rankiem.
Korzystanie z opału zgromadzonego przez kogoś to zwykła kradzież i może łatwo stać się przyczyną tego, że miejsce zwyczajowo udostępnianie do nocowania stanie się w przyszłym roku niedostępne.
Całodniowy pobyt wiąże się z załatwianiem czynności fizjologicznych. Załatwianie się pod skałami to przykład lenistwa i chamstwa zarazem. Jeśli odbywa się to w odległości mniejszej niż 50 m od wody to do tych dwóch cech dołącza jeszcze głupota. Standardem powinno stać się zakopywanie własnych odchodów i zużytego papieru.
Dojazd dla wygodnickich i zawodowców
Z pewnością bardzo wygodnie jest podjechać pod samą skałę samochodem, zaparkować za darmo i w dodatku mieć go na oku. Widok samochodów przejeżdżających pod Lechworem czy parkujących nieopodal Bramy Bolechowickiej czy Lotników jest mocno irytujący. Z przykrością muszę stwierdzić, że zły przykład idzie z góry. Instruktorzy oraz organizatorzy różnego rodzaju imprez integracyjnych traktują skałki jak swoje miejsce pracy i z tego tytułu uzurpują sobie prawo do wszelkich ułatwień. Zawodowcy z uprawnieniami i bez są przykładem dla tych, których szkolą, a oni przyjeżdżając kolejny raz na miejsce, korzystają z podanych wzorców.
Chyba czas najwyższy, by PZA odniosło się do tego problemu bądź to w formie upomnienia, bądź to przez umieszczenie takich zagadnień w szkoleniu na instruktorów.
Zamiast tego można by skłonić swoich podopiecznych do zabrania ze sobą kilku śmieci i nie mam tu na myśli tego, co przywieźli ze sobą. Panowie instruktorzy, w końcu to wasze miejsce pracy.
Podobna sytuacja mam miejsce przy okazji podejść. To właśnie instruktorzy pokazują sposoby poruszania się w terenie powielane przez byłych kursantów i warto, by robili to w sposób nadający się do naśladowania.
Dlaczego tak?
Wszystkie te zakazy i nakazy wymagają jakiegoś tam wysiłku i z łatwością jestem sobie w stanie wyobrazić kogoś, kto powie: niby dlaczego nie mam postępować tak, jak jest mi wygodniej? Dla osób nie mających wewnętrznego systemu moralnego zwanego kręgosłupem, przygotowałem zestaw argumentów zewnętrznych.
Łamiąc zasady, postępując niewłaściwie stawiamy się w niekorzystnej sytuacji wobec instytucji ochroniarskich i władz lokalnych. Może się to zemścić na przykład gdy my, wspinacze, będziemy w sytuacji petenta wobec Dyrekcji Parku Krajobrazowego. Przypominam, że dostęp do Pochylca, znajdującego się w Ojcowskim Parku Narodowym może zostać bardzo łatwo odcięty.
Mieszkańcy domów położonych nieopodal skał z łatwością są w stanie obrzydzić nam życie, na przykład w ten sposób, jak ma to miejsce na Fiali i Wzgórzu 502, gdzie smaruje się ringi nawozem.
Powszechne jest narzekanie na politykę ochroniarską, często niezrozumiałą, czasem wręcz wrogą środowisku. Taka postawa nie może stać się usprawiedliwieniem dla prowadzenia własnej pseudopolityki!
Wiem skądinąd, że jest wśród wspinaczy grupa ludzi gotowych do zastosowania radykalnych metod edukacyjnych z przebijaniem opon włącznie. Nie należę do nich, ale zdaje sobie sprawę, że istnieją osoby, do których inne argumenty nie trafiają.
Andrzej Mirek
"Góry", nr 5 (144) 2006
(kg)