Mijający rok przyniósł sporo przygód i wiele pięknych dni w pionowym, lub przynajmniej w bardzo stromym świecie. Zaczęło się od jednego z najlepszych towarzysko i wspinaczkowo wyjazdów, jakich doświadczyłem. Nic dziwnego – w górach Norwegii spędziliśmy wspaniałe dwa tygodnie ze świetną ekipą, która podzielona na kilka zespołów zrealizowała wymagające wspinaczki. Moim udziałem stały się nowe drogi: Tordenruta (M7, WI3, R, 450 m) zrobiona z Jaśkiem Kuczerą i Wadimem Jabłońskim, Winter in Norway as summer in Tatry (7-, W, 550 m) z Michałem Czechem oraz No wet no fun (M7+, 500 m), ponownie z Jaśkiem.
Matterhorn po raz pierwszy, po przejściu Grani Furggen; fot. Kacper Tekieli
Po dobrze przepracowanym okresie przejściowym, razem z Łukaszem Mirowskim udało się przetruchtać najsłynniejszą tatrzańską łańcuchówkę – Expander, czyli pokonać w ciągu Sprężyny na Małym Młynarzu, ścianie Kotła Kazalnicy, Mnichu i Kościelcu. Było to dopiero czwarte przejście tego wspinaczkowego maratonu, który udało nam się zrobić najszybciej. Gwoździem sezonu miała być końcówka wakacyjnego wyjazdu do Chamonix, a później sezon jesienno–zimowy w Tatrach lub Alpach. I ta tematyka zdominuje poniższą impresję.
ROZGRZEWKA I AKLIMATYZACJA
Moje dotychczasowe wyjazdy w Alpy były „jednodrogowe”. Wypatrywałem warunków, wsiadałem w samochód i zaraz po przejściu drogi wracałem do domu. Tym razem wyjazd przypominał małą wyprawę wysokogórską, przebiegającą według komfortowych standardów. Na pierwszy ogień poszła rozgrzewkowa, najbardziej oblegana droga Alp Zachodnich, czyli Rébuffat na Aiguille du Midi (partnerzy: Justyna Kowalczyk i Sandy Allan). Następnego dnia, w celu zapewnienia sobie jeszcze większego bodźca aklimatyzacyjnego, prosto z pierwszej kolejki na Midi wybraliśmy się z Justyną na Mont Blanc (4808 m), a dojście do szczytu zajęło nam 3 godziny i 15 minut. W kolejnych dniach udało się zrealizować interesującą wspinaczkę Filarem Cordiera z Jędrkiem Baranowskim oraz mało popularną drogą na Dent du Géant (4013 m).
Ta rozgrzewka pozwoliła mi wybrać się z Sandym na coś bardziej wymagającego, a mianowicie kombinację dróg Pioli i Bonattiego na Czerwonym Filarze Brouillard, który stanowi wspinaczkową ozdobę południowej flanki Mont Blanc, na szczycie którego dopełniła się ta alpejska wyrypa. Dzień po zejściu, wraz z Przemkiem Cholewą dodaliśmy do kajetu kombinację klasyczną, opartą na Drodze Szwajcarskiej, która wiedzie na szczyt Grand Capucina.
Justyna Kowalczyk na drodze Les Trois Monts, podczas podejścia na Mont Blanc; fot. Kacper Tekieli
W przeciwieństwie do moich alpejskich wspinaczek z przeszłości, gdzie pośpiech i niedostateczna liczba czerwonych krwinek odgrywały główną rolę, tym razem po kilkudniowym odpoczynku byłem w pełni gotowy do podjęcia logistyczno-wydolnościowo-mentalnego wyzwania. Miał to być podwójny trawers Matterhornu, czyli wszystkie cztery granie przebyte w ciągu doby, lub przynajmniej za jednym „pociągnięciem” – bez depozytów czy wsparcia.
Dalsza część artykułu znajduje się na naszym nowym serwisie pod linkiem >link