Dla zmarzlucha każda aktywność w niskich temperaturach szybko przeradza się w przyjemność drugiego stopnia – radość pojawia się dopiero po powrocie do domu, kiedy przytulony do kaloryfera opowiada ukochanej o ekstremalnej naturze kwietniowego spaceru z psem. Każdy ma swój Everest, ale nie każdy chce go zdobywać z głową wciśniętą w ramiona i szczękając zębami.
Dlatego już nie tylko doświadczeni turyści, ale i nowicjusze poznają wartość porządnej „pierwszej warstwy”, która oczywiście grzeje, ale też doskonale odprowadza wilgoć od skóry. Przy okazji byłoby dobrze, żeby była elastyczna i delikatna oraz nie traciła właściwości po zamoknięciu. Spełnić tyle wymagań nie jest łatwo, ale dla stadka australijskich owiec nie ma w tej kwestii niemożliwego. To właśnie z ich runa firma Devold od lat pozyskuje jedyną w swoim rodzaju, doskonałą wełnę, z której szyje ubrania.
Szkiełko i oko w kwestii stroju znaczą odrobinę więcej niż wiara folderom reklamowym, dlatego na własnym grzbiecie sprawdziłem właściwości podkoszulka wykonanego ze wspomnianej wyżej wełny merynosów. Jego możliwości grzewcze testowałem dosyć regularnie i w różnych okolicznościach, ale legendarną odporność na obce zapachy zdecydowałem się poddać próbie dopiero jako słomiany wdowiec.
Wełniany podkoszulek nie gryzie, świetnie dopasowuje się do sylwetki i rzeczywiście bardzo efektywnie grzeje. Po szokująco długim użytkowaniu go bez prania, z łatwością zyskał certyfikat produktu przyjaznego kawalerowi. Świetnie sprawdził się podczas różnych form aktywności w niższej temperaturze i znacząco podniósł komfort spania pod namiotem. Reklamowane przez firmę Devold właściwości prozdrowotne wełny merynosa, jej ognioodporność i ochrona przed promieniowaniem UV wymagają dalszych testów, ale czy ktoś kiedyś widział niebędącego w pełni sił witalnych, poparzonego słońcem merynosa?
Materiał: 100% wełna merynosów • Gramatura: 190 g/m2 • Włókna: 18,7 μm • Cena: 269 zł