facebook
 
nowy numer GÓR
 
 
 
 
 
szukaj
 
 
 
Nasz kanał RSS
2017-05-11
 

BIEGNĘ… WIĘC JESTEM? Trail running - Koniczynka

Wszystko zaczęło się bardzo zwyczajnie. Pewien facet wkurzył się kiedyś i wyszedł z domu, żeby pobiegać. Dolina Prądnika była dostatecznie blisko i wystarczająco daleko. Znalazł w niej wszystko, czego potrzebował: dużo zieleni, wieczorne koncerty ptaków, zapach wiosny i jesiennych liści, poranne mgły, biały śnieg pod stopami albo widok na tatrzańskie szczyty. 

Przez kolejne lata „rysował” w Dolinie listki swojej Koniczynki i zawsze odnajdywał to, czego szukał. Czasami dzielił się z kimś swoją tajemnicą. Taka jest historia Koniczynki, która ma już ponad dwadzieścia lat i nadal pozostaje bardzo intymną relacją człowieka i wyjątkowego miejsca jakim jest Dolina Prądnika.

 

Obserwując otaczający nas świat, zauważamy wielu biegających ludzi. Dlaczego oni wszyscy to robią?  Dlaczego ja również biegam? Widzę starsze i całkiem nowe imprezy, kolejne książki, reklamy, artykuły, sponsorów, programy treningowe… 


Bieg Koniczynka

 

Widzę, że w sklepach można kupić nieprzyzwoicie drogie buty biegowe, prawie bez podeszwy, a na pewno bez systemu amortyzacji, poduszki powietrznej i czegoś tam jeszcze, co przez minione lata podobno było konieczne. Buty minimalistyczne za kilka ciężkich stówek? Naturalność jest nie tylko w modzie, ale i w cenie. Żeby tylko buty… Pierwsze profesjonalne buty kupiłem po dwudziestu kilku latach biegania w czymś, co akurat było pod ręką i z różnych powodów nie za bardzo nadawało się już do założenia „na miasto”.

 

Przez ten czas zmieniały się motywacje i intensywność, jednak niezmienne pozostawało to, że zawsze biegałem i zawsze czułem się potem dobrze. Dlatego to robiłem. W ten sposób utrzymywałem formę psychofizyczną, odzyskiwałem równowagę rozchwianą życiem w mieście, rozwiązywałem życiowe problemy, odpoczywałem, ładowałem akumulatory na kilka kolejnych dni, pisałem pracę magisterską, a potem doktorat. 


Bieg Koniczynka

 

Biegając, wymyśliłem Turystykę Przygodową, której studenci są od kilku lat organizatorami Koniczynki. Podejmując decyzję o oddaniu tej mojej „tajemnicy” szerokiej rzeszy zawodników, zastanawiałem się przede wszystkim, czy nie stracę jej dla siebie. Odbyły się już trzy edycje, a ja nadal biegam po niej tak, jak dawniej. Może z tą różnicą, że w specjalnych, ładnych butach. Mam je, bo wstyd było mi przyjść na zajęcia ze studentami w dziurawych. Te specjalne buty kupiłem cztery lata temu, przed pierwszym biegiem Koniczynka Trail Maraton. 

 

Zachowałem paragon i co roku, kiedy w tych samych miejscach pojawiają się dziury, po reklamacji otrzymuję nową parę. Powoli zaczyna mnie to wkurzać, choć doceniam, że jeszcze żaden rzeczoznawca nie napisał, że z moimi stopami coś jest nie tak. W tych butach sprzed lat dziury pojawiały się dużo później, a para kosztowała o wiele mniej… 

 

Przez lata niezmieniona pozostała również pierwsza część nazwy Koniczynka Trail Marathon. Żeby ją zrozumieć, najlepiej przebiec trzy pętle wyprowadzające na najwyższe wzniesienia Ojcowskiego Parku Narodowego i spotykające się na dnie Doliny. W mojej głowie zawsze układały się w kształt trójlistnej koniczyny, której sporo rośnie na okolicznych łąkach. 


Bieg Koniczynka

 

Koniczynka nie jest dzieckiem tego zamieszania wokół biegania, którego skali sam się dziwię i, z zainteresowaniem obserwując świat wokół siebie, zastanawiam się, co będzie dalej. Wie o niej już wielu biegających ludzi i każdego roku lista uczestników zapełnia się w kilka dni od ogłoszenia zapisów. Kłopoty ze zorganizowaniem kasy na wodę, koszulki? Teraz nie powinno być z tym żadnego problemu! Mamy już czym się pochwalić przed potencjalnymi sponsorami. Pewnie moglibyśmy załatwić więcej nagród, dyplomów, wody, izotoników, batonów, bananów, makaronów, więcej koszulek, bardziej kolorowych i oddychających, moglibyśmy nawet postawić stragan i sprzedawać minimalistyczne buty, książki, rozdawać napoje energetyzujące. Pewnie moglibyśmy to wszystko zorganizować… 

 

Pewnie moglibyśmy też dołożyć jeszcze jedną pętelkę, dzięki czemu dystans przekroczyłby nieznacznie maratoński i napisalibyśmy sobie w nazwie Koniczynka Ultra Trail. Zdziwiło mnie, gdy kiedyś po biegu usłyszałem zarzut, że Koniczynka ma mniej niż czterdzieści dwa kilometry (bo tak pokazał komuś zegarek z GPS). Nie do końca rozumiałem, o co chodzi, i chyba nadal nie rozumiem, ale od tego czasu podaję, że nasz bieg ma około czterdziestu dwóch kilometrów. Sam mierzyłem dystans kołem roweru i zastanawiam się, czy nie powinienem przejść go teraz z drogomierzem precyzyjnym. 


Bieg Koniczynka

 

Czy naprawdę dystans i czas, w jakim się go pokonuje, to najistotniejsze kryteria? Dla zawodnika niewątpliwie tak. Ja zawodnikiem się nie czuję, a Koniczynka z założenia miała być i jest przecież biegiem towarzyskim. Dobrze zawalczyć i raz na jakiś czas dowiedzieć się, jak z formą. Ale czy nie przesadzamy w kwestii dystansu i czasu? Jesteś zawodnikiem? Czy już niewolnikiem? A może na razie tylko dajesz się w coś wkręcać… 

 

Motywacje skłaniające ludzi do wyjścia z domu w butach biegowych są bardzo różne. Żadnych nie neguję. Przyjmuję to, że każdy potrzebuje innych bodźców. To, co proponuję w postaci Koniczynki, to wyłącznie jedna z możliwości skłaniająca do pewnej refleksji. Choć mam wątpliwości, czy termin „bieganie refleksyjne” ma przed sobą jakąś przyszłość. Być może jako jedna z metod w coachingu, stosowana przez zainteresowanych własnym rozwojem, jednak w innym wymiarze niż czas i dystans. 

 

Biegając w ten sposób, nie wypaliłem się przez ponad dwadzieścia lat, nie miałem też poważnych kontuzji. Nie stanąłem przed ścianą z cyfr, której nie będę mógł już pokonać, tracąc w ten sposób chęci do wyjścia z domu i pobiegania SOBIE. Spróbowałem startów i wiem, że nie to w bieganiu lubię najbardziej. Proponuję więc, aby podczas wysiłku pomyśleć o tym, co jest dla nas naprawdę ważne. Zadaj sobie pytanie: po co biegasz? 

 

Dla zdrowia, wyniku, czasu, rywalizacji? Nagród, gadżetów, niepoliczalnych już utensyliów i imponderabiliów, które można gromadzić, żeby biegać, albo biegać, żeby je gromadzić? Chcesz schudnąć? Chcesz dostać medal, żeby powiesić go na ścianie przy setce innych? Chcesz spotkać się z ludźmi? A może jest jeszcze coś ważniejszego niż to? Uczucie, że biegnąc, spotykasz się z  sobą samym? Dotleniony mózg i psychofizyczna, organiczna euforia tkanek na skutek działania jakiejś niedotykalnej substancji… 

 

Być może jest to zbieg okoliczności, ale trasa Koniczynki prowadzi przez miejsca archeologicznych odkrywek. Kiedyś, dobiegając do bobrzych żeremi w Dolinie Sąspowskiej, wiedziałem, że czeka mnie przeprawa przez rozlewiska Sąspówki. Schyliłem się więc po długi patyk leżący przy drodze, aby ułatwić sobie przejście po chybotliwych gałęziach poukładanych przez ludzi. Biegnąc tak z tym patykiem, doznałem pewnej iluminacji. Jej sens można byłoby zawrzeć w zdaniu: „facet, przecież ty już to kiedyś robiłeś!” (może z podobnej przyczyny mój Tato chętnie rzucał innym „patykiem” – w młodości był oszczepnikiem). 

 

Od tamtej pory wiem, że bardzo szczególnie właśnie tu, w cieniu i chłodzie Doliny Sąspowskiej, oraz na krętych i stromych ścieżkach wspinających się ku prehistorycznym siedliskom naszych przodków, w uroczyskach najmniejszego parku narodowego w Polsce, można odzyskać pewną wyjątkową emocję, której szuka wielu spośród nas, zmęczonych patrzeniem każdego dnia daleko przed siebie, planowaniem kolejnych koniecznych posunięć, kredytów, zakupów, stanowisk i rat. Pamięć jest podobno funkcją emocji i jeśli nasi przodkowie posiadali wyczulone zwierzęce instynkty, to jest prawdopodobne, że choć uśpione i na co dzień zbyteczne, pozostają zapisane gdzieś na szczeblach podwójnej helisy.

 

Czy doświadczyłeś kiedyś tego, że idąc w góry, wspinając się, schodząc pod wodę, płynąc albo jadąc konno, a nawet tylko stąpając boso po ziemi, powracasz do swojego naturalnego środowiska? Niewybetonowanej, niewyasfaltowanej przestrzeni, w której kiedyś czułeś się pewnie i bezpiecznie? Być może znasz to środowisko lepiej, niż sądzisz, tylko zapomniałeś o tym. Człowiek wiele zapomniał. Zapomniał, że umie biegać, wynalazł więc jogging. Dopiero po latach dreptania po asfalcie odkrywa, że nie do końca w tym jest cel i zaczyna biegać po lesie, w górach. Człowiek zapomniał nawet, że umie chodzić… Wynalazł więc nordic walking (i płaci grubą kasę za to, żeby ktoś nauczył go, jak trzymać najnowszy model kijka, kiedyś być może patyk, którym pomagał sobie bezkosztowo).

 

Człowiek od czasu, kiedy w pełni stał się człowiekiem, doświadczył bardzo dotkliwej i podwójnej utraty. Z jednej strony, stracił część instynktów wpisanych w zachowanie zwierzęcia i gwarantujących mu bezpieczeństwo (co zmusiło go do dokonywania wyborów). Z drugiej, cały czas jesteśmy świadkami zanikania pewnych tradycji określających charakter naszych zachowań. W efekcie często nie wiemy, jak powinniśmy postąpić i postępujemy tak, jak robią inni (co nazywamy konformizmem) albo tak, jak się tego od nas oczekuje (a to już totalitaryzm). 

 

Ale przecież nie po to uciekasz od totalitaryzmu i szukasz wolności, biegając po górach, aby decydować się na konformizm. Nie bój się więc słuchać swojego wewnętrznego głosu, jakkolwiek go nazwiesz. Możliwe, że mówi do ciebie twój praprzodek, którego przywróciłeś do życia, wkraczając w przestrzeń Natury. 

 

Wtedy, gdy na kolejnym listku Koniczynki stopy zaczną miękko lądować na ściółce z butwiejących liści i przestanie być istotne, jaki but chroni je przed skaleczeniem, bo przecież i tak nikt cię nie widzi, nie ocenia… Kiedy twoje zmęczone i mokre od potu ciało osuszy powiew ciepłego powietrza na Górze Koronnej, a potem schłodzi je wilgoć nocy drzemiąca jeszcze w Dolinie Sąspowskiej. Kiedy weźmiesz do ręki patyk, aby pomóc sobie w przeprawie po chyboczących żerdziach rozłożonych na rozlewiskach bobrzych żeremi… 

 

Być może poczujesz wtedy, że wszystko to już kiedyś robiłeś. Poczujesz to bardzo wyraźnie, emocją zapisaną na szczeblach podwójnej helisy w pamięci twoich genów. Biegaj i pozostaw wszystko, zwracając się ku sobie i otaczającej cię przyrodzie. Być może dowiesz się wtedy, kim tak naprawdę jesteś. Może podejmiesz ważną decyzję, rozwiążesz nieoczekiwanie jakiś trapiący cię problem albo w końcu napiszesz pracę magisterską. A może po prostu wrócisz do domu uśmiechnięty… To będzie już wystarczająco dużo.

 

Niedawno, po dłuższej przerwie wróciłem na Koniczynkę. Nie zabrałem zegarka. Biegnąc, cieszyłem się przede wszystkim tym, że niczego nie muszę. Zatrzymywałem się na kolejnych punktach widokowych, robiąc pompki, albo po prostu patrząc i słuchając. Kolejny raz zadałem też sobie pytanie, które nieustannie do mnie powraca: gdzie leży granica pomiędzy tym, co prawdziwe, a tym, co jest lub staje się produktem całkowicie sztucznym, spreparowanym z mniej lub bardziej autentycznych komponentów? Dotyczy to nie tylko biegania. Równie dobrze widoczne jest w tak chętnie filmowanych i pokazywanych ekstremalnym narciarstwie czy skokach BASE… Gdzie leży granica pomiędzy wolnością a stawaniem się niewolnikiem? 

 

Kiedy tak stałem, całkiem sam, patrząc na rysunek Tatr na horyzoncie, przypomniałem sobie myśl, którą „wybiegałem” właśnie w tej Dolinie. Słowa opisujące to, co bałem się stracić, powołując do życia bieg Koniczynka Trail Marathon: tę przeczuwalną granicę może wyznaczać  i n t y m n o ś ć    p r z e ż y ć.

 

Biegnę, więc jestem

 

Bez zegarka i drogi

bez telefonu, celu

radośnie

z wyspy na wyspę

słońca, co przez drzewa

uciekający przed sobą

zmierzający ku sobie

podróżujący w siebie

po szczeblach

podwójnej helisy

emocją

odkrywaną z każdym krokiem

samotny, szczęśliwy i wolny

biegnący przed siebie

człowiek

 

Wojciech Swędzioł, dr – nauczyciel akademicki, adiunkt w Zakładzie Alpinizmu i Turystyki Kwalifikowanej AWF Kraków. Coach, instruktor narciarstwa wysokogórskiego, wspinaczki, kajakarstwa i jeździectwa. Twórca Koniczynka Trail Marathon oraz specjalności Turystyka Przygodowa i Outdoor Project Management. [FB: FLOW Personal Guidance – Outdoor Coaching]. Niektóre fragmenty powyższego tekstu pochodzą z innych tekstów autora opublikowanych na stronach portalu GÓRY Online, stronie facebook Koniczynka Trail Marathon oraz porad zawartych w dwutomowym projekcie 100 porad GÓR

 

Tekst:  Wojciech Swędzioł

Zdjęcia: Piotr Drożdż


Numer GÓRY 3 (244) 2015


Więcej nowości i ciekawych artykułów znajdziesz na naszym nowym serwisie: www.magazyngory.pl
 
Kinga
 
2024-07-24
BIEGI GÓRSKIE
 

Nowy rekord na Spaghetti Tour

Komentarze
0
 
 
Kinga
 
2024-06-21
BIEGI GÓRSKIE
 

11. Ultramaraton Babia Góra przeszedł do historii!

Komentarze
0
 
 
Kinga
 
 
Kinga
 
 
Kinga
 
 
 
 
Copyright 2004 - 2024 Goryonline.com