Przedstawiawy wywiad Andrzeja Mirka z Agatą Wiśniewską - jedną z lepszych polskich zawodniczek i skałołazek.
Prostowanie Prawej Pilichówki – co znaczy dla ciebie ta droga?
To pierwsza droga, którą bardzo chciałam poprowadzić i poprowadziłam w stylu RP. Spróbowałam jej podczas mojego pierwszego wyjazdu wspinaczkowego na Jurę Północną, połączonego z kursem wspinaczki skalnej organizowanym przez KW Toruń. Było to w maju 2001 roku. Gdy tylko oceny na świadectwo zostały wystawione, zakupiliśmy z przyjaciółmi z liceum (i z kursu) niezbędny sprzęt do asekuracji i powróciłam na Górę Zborów, celem poprowadzenia Prostowania Prawej Pilichówki.
Zona 0, Siurana. Fot. Czarek Modrzejwski
Pamiętam, że byłam bardzo uparta. Oprócz rozgrzewkowego Bumerangu wspinałam się chyba tylko po moim projekcie :-), kilka razy dziennie. Było to dla mnie pierwsze wspinaczkowe wyzwanie, z którym chciałam i mogłam się mierzyć psychicznie i fizycznie.
W tym czasie poznałam na Górze Zborów Pawła Wyrwę. Przyjeżdżał ze wspinającym się od niedawna Mateuszem Haładajem, moim rówieśnikiem. Nie zapomnę, jak bardzo mnie Paweł zmotywował, mówiąc, że „wraz z Mateuszem będziemy przyszłością polskiego wspinania”… i po blisko dwóch tygodniach prób, sukcesem
zakończyłam miło wspominaną przygodę z Prostowaniem Prawej Pilichówki...
Jak to jest mieszkać w Toruniu i wspinać się? Nie macie pod górkę?
Mimo że w skały jest faktycznie daleko, Toruń jest miastem bardzo przyjaznym wspinaczom. Mamy dobrze prosperujący Klub Wysokogórski, który chętnie wspiera wspinaczkowe inicjatywy, pomaga sprzętowo i pieniężnie wielu chcącym się rozwijać klubowiczom, dofinansowuje wyjazdy na zawody krajowe i międzynarodowe.
Również władze miasta są bardzo przychylnie nastawione do wspinania jako sportu. Wyłącznie z pieniędzy miejskich budujemy obecnie być może najlepszą ścianę wspinaczkową w Polsce, na której już jest planowane rozgrywanie zawodów międzynarodowych w prowadzeniu i na czas. Ponadto wspinacze mający wyniki w zawodach co roku otrzymują nagrody i stypendia Prezydenta Miasta Torunia. Takie wsparcie w pewnym stopniu rekompensuje nasze położenie względem skał, bo pozwala w dużej mierze pokryć koszty ich odwiedzin.
Jest jeszcze coś – mimo że w ostatnich latach aktywność naszego środowiska dotyczy przede wszystkim wspinania sportowego, to historia toruńskiego wspinania sięga lat sześćdziesiątych i zapisuje się w niej wiele sukcesów w górach wysokich. Przez te dziesiątki lat wyrobiliśmy sobie bardzo dobrą opinię w naszym mieście i cieszymy się pewnym uznaniem. To wszystko sprawia, że bycie wspinaczem w Toruniu napawa trochę dumą i jest po prostu miłe.
Jak wygląda wasze środowisko, motywacja i warunki do treningu?
Jeżeli chodzi o środowisko, to jest ono duże i zróżnicowane. Mamy bardzo dobrych wspinaczy sportowych, skalnych i startujących w zawodach, liczną grupę trenujących juniorów. Wspinamy się tradycyjnie, również w górach. Ostatnio nawet drużyna Klubu Wysokogórskiego wzięła udział w maratonie.
Mamy dobre, podążające za trendami światowymi, zaplecze treningowe w postaci Centrum Wspinaczkowego GATO. Tam spotykają się prawie wszyscy aktywni wspinacze, tam odbywają się treningi, czasem przybierające postać spotkania towarzyskiego „na bulderze”. Z wyjątkiem okresu zimowego, bardzo liczna grupa osób regularnie weekendami jeździ wspinać się na Jurę. Motywacji w naszym środowisku na pewno nie brakuje!
Adios pepito 8a OS, Rodellar. Fot. Mateusz Haładaj
Jakie znaczenie miało dla ciebie poznanie Czarka Modrzejewskiego?
Jeżeli chodzi o znaczenie osoby Czarka w odniesieniu do mojego wspinania, to na pewno w bardzo dużym stopniu przyczynił się on do szybkiego wspinaczkowego rozwoju. Dzięki prowadzonemu przez niego rozsądnemu treningowi, mimo dużej odległości od skał oraz średniego poziomu ówczesnej ścianki „Gucio”, po niewiele ponad trzech latach treningu w kilku próbach poprowadziłam pierwszą drogę o trudnościach 8a – Pepe el Boludo w hiszpańskim El Chorro.
Ponadto właśnie Czarek przekonał mnie do udziału w pierwszych zawodach, a opierałam się temu długo. Po pierwsze, myślałam, że nie wspinam się wystarczająco dobrze, aby startować i będzie mi wstyd, jak nie będę umiała się na ścianie poruszać. Po drugie, wydawało się mi, że we wspinaniu nie lubię rywalizacji. Jednak już podczas pierwszej imprezy (międzynarodowej, która odbyła się w Kaliningradzie) przekonałam się, że często bardziej od formy liczy się – obok techniki – szeroko rozumiane „szczęście”. Topowa wówczas i doświadczona juniorka, Kasia Jurek, ominęła na drodze finałowej wpinkę w dachu, przez co nie zostały jej zaliczone kolejne ruchy. Tak wygrałam pierwsze zawody, mimo że Kasia zaszła na drodze wyżej niż ja.
Na kolejnych, w których wzięłam udział – Mistrzostwach Polski w Boulderingu – byłam ostatnia :-). Odtąd startowałam, gdy tylko czas mi na to pozwalał, bo byłam pewna, że to nie sukces w zawodach mnie cieszy, tylko sama możliwość wspinania po ciekawie przygotowanych drogach i bulderach.
Nigdy nie myślałaś o przeprowadzce, na przykład do Krakowa :-)?
Dawniej o tym nie myślałam. Dopóki tylko studiowałam, łatwiej było wyjeżdżać w skały, do wielu lotnisk z Torunia jest bardzo blisko, loty do Katalonii niedrogie. Obecnie, pracując i studiując, ciężko mi wygospodarować czas na wyjazd w mniej lub bardziej odlegle skały. A bardzo mi ich brakuje… Dlatego poważnie myślę o przeprowadzce w rejon górzysty – Kraków jest jednym z miejsc, które biorę pod uwagę. Być może wiele się dla mnie zmieni w czasie najbliższych wakacji. Bardzo na to czekam.
Masz wspinaczkowe priorytety?
Mam – radość ze wspinania. Wspinanie jest dla mnie przede wszystkim ogromną przyjemnością. Im ładniejsze miejsce i pogoda, im ciekawsze oraz bardziej wymagające drogi, im milsze towarzystwo, tym wspinanie sprawia mi więcej radości. Nie lubię się bać, dlatego nie działam tam, gdzie jest zbyt trudno. Jeśli chodzi o starty w zawodach, to mało mnie stresują, bo mam do nich duży dystans.
Nie ciągnie cię w góry?
Uwielbiam przebywać w górach. Odkąd pamiętam, to właśnie tam spędzałam wszystkie wakacje: i letnie, i zimowe. Jeżeli chodzi natomiast o samo wspinanie, to o górach wysokich w ogóle nie myślę, natomiast w każdym sezonie wspinam się trochę w większych ścianach. Zaczęłam w naszych Tatrach, w zeszłym roku odwiedziłam Wadi Rum w Jordanii oraz hiszpańskie Montserrat i Riglos. Na razie wciąż bardziej zależy mi na wspinaniu sportowym, aczkolwiek dwa tygodnie spędzone minionego lata w Valle dell’Orco na wspinaniu tradycyjnym w rysach dość mocno zachęciły mnie do wspinania tradycyjnego.
Wspomniałaś, że nie lubisz stresu, a przecież wspinanie tradycyjne jest z nim związane.
W moim wydaniu – w bardzo małym stopniu. Wybieram zazwyczaj nietrudne drogi, z których najprawdopodobniej będę się mogła w każdym momencie wycofać. Na liniach nieco trudniejszych wspinam się zawsze po wcześniejszym przejściu z górną asekuracją i wybraniu najlepszych miejsc do założenia własnej.
Wspinacze są coraz bardziej wyspecjalizowani, ty łączysz starty w zawodach z liną, bulderowych i do tego wspinasz się w skale. Jak to robisz?
To skomplikowany temat. Moim zdaniem wspinanie w naturalnej skale bardzo przekłada się obecnie na starty w zawodach i vice versa. Ale żeby zbliżyć się do granicy swoich sportowych możliwości w jednej z tych dziedzin, należy właśnie na niej się skupić. Nie jest to jednak łatwe, gdy lubi się wszystkie.
Miałam okresy w swoim życiu, gdzie skupiałam się na czymś zdecydowanie bardziej – w przypadku koncentracji na wspinaniu w skałach widziałam, że mi się to opłaciło. Prowadząc w jednym sezonie drogę o trudnościach 8b+ RP i 8a OS, mogłam się lokować gdzieś w ówczesnej światowej czołówce kobiet wspinających się w skałach.
Podczas adidas Zako Boulder Power. Fot. Piotr Drożdż
Skupianie się tylko na zawodach nigdy mi dobrze nie wychodziło. Pojawiał się stres związany z tym, że bardzo zależało mi na jak najlepszym starcie, bo w końcu to było głównym celem moich treningów. Poza tym brakowało mi wspinania w skałach.
Obecnie na dłuższy wyjazd mogę pozwolić sobie tylko podczas letnich wakacji, ale wierzę w lepszą przyszłość :-). Staram się nadal rozwijać, na sztucznej ścianie skupiam się na pracy nad moimi najsłabszymi w danym okresie stronami i bardzo się cieszę na każde zawody, w których mogę wziąć udział.
Jesteś w stanie porównać satysfakcję ze zdobycia tytułu mistrzowskiego w prowadzeniu z radością, którą odczuwasz po prowadzeniu 8b+ RP?
Wszystkie sukcesy mnie cieszą, zarówno te na zawodach, jak i w skałach. Są to jednak bardzo różne osiągnięcia. O wyniku w zawodach decyduje nie tylko forma sportowa podczas konkretnego startu, ale też przygotowanie i występ pozostałych wspinaczy. O ile zwycięstwo w zawodach jest uzależnione od innych, sukces na drodze skalnej zależy głównie ode mnie. To zupełnie inne wyzwanie – bardziej osobiste, ciekawsze.
Twoje najlepsze RP to Kaléa Borroka 8b+. Skąd taki wybór i jak wyglądało zmaganie się z drogą?
Kaléa Borroka urzekła mnie od pierwszej wizyty w sektorze El Pati. Gdy zobaczyłam tę imponującą, 40-metrową drogę, biegnącą w 2/3 długości przewieszoną rysą, byłam pewna, że to słynna La Rambla :-). Bardzo się ucieszyłam, gdy ktoś mnie wyprowadził z błędu, bo po drodze o trudności 8b+ mogłam w niedalekiej przyszłości próbować się powspinać, po 9a+ raczej nie. Półtora roku później po raz pierwszy wstawiłam się w Kaléa Borrokę i od razu wiedziałam, że pewnego dnia ją poprowadzę. Potrzebowałam wiele, bo ponad dwudziestu prób i każda była dla mnie dużą przyjemnością.
Wspinanie w Izraelu. Fot. A. Wiśniewska
Bierzesz pod uwagę skoncentrowanie się na jakiejś 8c?
Pewnie! Jak tylko będę już mieszkać gdzieś bliżej skał :-). Wspinałam się po kilku drogach o trudnościach w okolicy 8c i czułam, że podobnie jak w przypadku Kaléa Borroki, poprowadzenie takiej drogi to kwestia spędzenia na niej dłuższego czasu.
Twój najlepszy OS to Adios Pepito 8a w Rodellar. Była walka?
Była, ale niewiele większa niż w przypadku prowadzeń innych trudnych dróg. Co ciekawe, ostatnimi czasy czuję, że potrafię dać z siebie więcej niż w tym moim najlepszym sezonie wspinaczkowym. To chyba dlatego, że przy obecnym braku wytrenowania, chcąc wspinać się na przyzwoitym poziomie, muszę znacznie bardziej walczyć na każdym ruchu :-).
Kręci cię rywalizacja?
Lubię rywalizację w formie zabawy, gdy biorący w niej udział mają do tego dystans i nie ma między nimi konfliktów osobistych. Nie odnajduję się dobrze w rywalizacji bezpośredniej, jaka jest na przykład we wspinaniu na czas. Źle się czuję, gdy osobom, z którymi się wspinam, zależy tylko na tym, alby być lepszym niż ktoś inny. Często jednocześnie gardzą one zasadami uczciwej rywalizacji. Z licznych powodów najbardziej lubię startować w towarzystwie Kingi Ociepki.
Może dasz się namówić i wymienisz te powody?
Po pierwsze – darzę Kinię dużą sympatią i zawsze cieszę się, gdy mogę się z nią spotkać. Po drugie – podoba się mi jej stosunek do wspinania, podejście do rywalizacji, uczciwość i pozytywna energia. Chyba dlatego, że razem brałyśmy udział w wielu edycjach Pucharu Świata w prowadzeniu, gdy Kinga była bardzo blisko wchodzenia do finałów w tej konkurencji.
Trochę zżyłam się z jej wspinaniem. Zawsze cieszą mnie jej sukcesy, smucą kontuzje. Jest jeszcze inny, niestety bardziej egoistyczny powód – obecność Kingi wprawia mnie w prawie bezstresowy nastrój. Jako najbardziej utytułowana polska zawodniczka w prowadzeniu i bulderingu, jest zazwyczaj uznawana za faworytkę. Też znam to uczucie, i nie jest ono miłe. W obecności Kingi skupiam się w większej mierze na wspinaniu, a nie na dobrym taktycznie występie. Wspinam się mniej zachowawczo, często lepiej, czerpiąc z tego pełniejszą radość.
Kto jest dla ciebie rywalem?
Z mojej strony – nikt.
Który z licznych tytułów cenisz sobie najbardziej?
Bardzo miło jest być mistrzynią Polski, ale raczej nie patrzę na swoje wyniki przez pryzmat zdobytych tytułów. Najbardziej cenię sobie te występy, na których wspinałam się dobrze po wymagających technicznie problemach. Jednymi z takich zawodów była na przykład tegoroczna tarnowska edycja Pucharu Polski w Bulderingu.
Ponadto dumna jestem z każdego awansu do półfinałów Pucharu Świata, bo konkurencja jest bardzo duża i żeby wyjść z fazy eliminacji, trzeba umieć się ładnie wspinać.
Co najbardziej przeszkadza ci we wspinaczkowym rozwoju?
Obecnie tylko brak czasu. Łączę pracę w pełnoetatowym wymiarze godzin z wymagającymi studiami, ale wszystko po to, aby w mam nadzieję niedalekiej przyszłości móc się więcej wspinać i zamieszkać w okolicy gór.
Jakie to studia i jaka praca?
W ubiegłym roku rozpoczęłam nowe studia – zaoczne budownictwo. Przydaje mi się to bardzo, ponieważ pracuję w firmie stawiającej ściany wspinaczkowe, toruńskim Gatowalls. Od wielu lat współpracuję z architektami i konstruktorami, przygotowuję przede wszystkim koncepcje wizualne ścian oraz szacuję koszty ich wykonania.
Jak sobie radzisz jako humanistka? Romanistyka ma niewiele wspólnego z budownictwem…
Fascynują mnie budowle romańskie :-). A tak serio, na studiach radzę sobie trochę lepiej niż dobrze. Mam umysł zdecydowanie bardziej ścisły niż humanistyczny i już od kilku lat myślałam o podjęciu studiów, które pozwoliłyby mi kiedyś projektować ściany wspinaczkowe. Tuż po ukończeniu liceum zdecydowałam się rozpocząć filologię romańską, bo bardzo dobrze znałam wtedy język francuski, a nie musząc dużo czasu poświęcać na naukę, mogłam się więcej wspinać. I myślę, że całkiem dobrze ten okres wspinaczkowo wykorzystałam, tym bardziej że moją pracą magisterską był tematyczny słownik polsko-kataloński, wraz z gramatyką tego języka – miałam zatem więcej powodów, by odwiedzać Siuranę.
Masz swój udział w powstaniu wspomnianej ściany w Toruniu. Na czym on polegał?
Stworzyłam jej koncepcję. Chciałam, abyśmy mieli w naszym mieście ścianę, na której będzie można rozgrywać zawody IFSC (Międzynarodowej Federacji Wspinaczki Sportowej) i która będzie równocześnie bardzo dobrym obiektem do treningu. Ściana ma prawie 17 metrów wysokości, a już na 14 metrze osiąga na dużej szerokości ponad 8 metrów przewieszenia.
Ponieważ nie mamy w Polsce jednocześnie tak bardzo przewieszonych i wysokich ścian wspinaczkowych, mam dużą nadzieję, że ta toruńska będzie przyciągała wspinaczy również spoza naszego regionu.
Rozmawiał: Andrzej Mirek
Całość wywiadu znajdziecie w GÓRach nr. 234 (Listopad 2013)