O udanym sezonie na ścianach Kazalnicy i Ministranta, trudnych wielowyciągówkach w bułgarskiej Rile i w Maroku oraz o roli ojca w planowaniu ambitnych celów wspinaczkowych z JAŚKIEM GURBĄ rozmawia ANDRZEJ MIREK.
MIJAJĄCY SEZON BYŁ DLA CIEBIE UDANY?
Tak. Podsumowując wszystkie tegoroczne akcje – od poprowadzenia trzech nowych dróg na ścianie Ben Nevisa, przez kilka wypadów w skały i w Tatry, po wyprawę do Maroka – ten sezon mogę uznać za udany. Niestety, nie wypalił wyjazd w Alpy, nie starczyło też czasu na wszystkie plany. O ile Tatry zawsze traktowałem jako spontaniczny cel, o tyle w tym roku nawet większe podróże były nie do końca planowane. O Szkocji dowiedziałem się trzy miesiące wcześniej, a Maroko zaczęliśmy planować z czteromiesięcznym wyprzedzeniem. W tym sezonie moimi głównymi partnerami wspinaczkowymi byli Kacper Heretyk, Patryk Kunc i oczywiście Kinga, z którą chciałbym się wspinać zawsze.
JAK WYGLĄDAŁY BOJE NA ŚCIANIE MINISTRANTA I JAK ODBIERASZ TRUDNOŚCI POKONANYCH TAM LINII?
Ministrant był moim naturalnym kandydatem na początek trudnego wspinania w Tatrach, ze względu na duże nagromadzenie takich dróg. Wcześniej podjąłem jedną nieudaną próbę na Wołowej Turni – główny wyciąg Katarzi (X–) nadal pozostaje najbardziej wymagającym slabem, z jakim przyszło mi się zmierzyć. Przygodę z Ministrantem postanowiłem rozpocząć od najłatwiejszej nominalnie drogi, czyli Egzorcysty. Następna padła najtrudniejsza, jeżeli chodzi o wycenę, czyli Golgota, do której wstawiłem się tuż po jej otwarciu. Poszło zaskakująco szybko. Główny wyciąg wyceniony na 8b/b+ poprowadziłem w drugiej próbie. A na Ministranckie Stygmaty wybraliśmy się z Kacprem, ponieważ nasz pierwotny cel, Opętanie, był mokry. Z tych trzech dróg najtrudniejsza moim zdaniem jest ta ostatnia – na jej pokonanie poświęciłem siedem prób. Zostało mi jedynie Opętanie, które na pewno będę chciał zrobić.
Škótska anabáza M4+ na Kieżmarskiej Buli. Jasiek wspina się z Patrykiem Kuncem w czasie obozu unifikacyjnego PHS i GM PZA w Dolinie Kieżmarskiej; fot. Marcin Ciepielewski
JAK OCENIASZ WĘDRÓWKĘ DUSZ NA KAZALNICY I KOMU BYŚ JĄ POLECIŁ?
Na pewno to linia dla tych, którzy lubią trudne, przygodowe wspinanie. Jeżeli chodzi o liczbę wyciągów, to taki polski bigwall. Droga zajęła nam cały dzień – przeszedłem ją z tatą – i wymagała dosyć dobrej orientacji w ścianie, szczególnie w jej górnej części. Wielu mogą odstraszyć trawki na dole. Warto jednak przecierpieć ten fragment, bo całość została poprowadzona przez najładniejsze formacje Kazalnicy, które ujawniają się po trzeciej długości liny. Mam na myśli kilka łatwych płytowych odcinków, a następnie dwa okapy. Szczególnie ciekawy jest drugi, który ma bardzo charakterystyczne wymycia w granicie. Właśnie na tam zakończył się mój onsajt. Niestety, Kazalnica ma to do siebie, że długo schnie, więc kilka chwytów w trudnościach było mokrych. Po szybkim dopatentowaniu ruchów poprowadziłem ten wyciąg w drugiej próbie.
JAK BYŁ I JEST UDZIAŁ TWOJEGO OJCA W DOKONYWANYCH PRZEZ CIEBIE WYBORACH CELÓW I PRIORYTETÓW WSPINACZKOWYCH?
(Śmiech) Dobre pytanie. Rola taty jest bardzo duża. To właśnie on zaraził mnie pasją do gór i wspinania. Przez bardzo długi czas towarzyszył mi na zawodach. Nadal często wspinamy się wielowyciągowo. Ciekawym pomysłem był wyjazd w bułgarską Riłę, gdzie tata działał w latach 80. Tym razem naszym celem była droga I Wanna Be Ribkata 7c, na mało znanym wśród Polaków masywie Zlija zyb. Okazała się strzałem w dziesiątkę, godną polecenia linią wiodącą przez imponujący okap.
Jeżeli chodzi o Tatry, tata często podrzuca mi kilka celów, z których wybieram dla nas jeden. Tak było między innymi z Wariantem PP, Pasieką czy Veľkimi Očami. Również na dłuższych wyjazdach tata bardzo dobrze rozpoznaje rejony i często coś proponuje. Innym przykładem jego kreatywności jest tegoroczna podróż do Maroka. Trzy dni przed wylotem miało miejsce najsilniejsze trzęsienie ziemi w historii tego kraju, a wypad stanął pod znakiem zapytania. W reakcji na tę sytuację zaczęliśmy szukać innych możliwości i tata szybko rzucił pomysł Rumunii czy Hollentalu.
Rozmawiał / ANDRZEJ MIREK
Dalsza część artykułu znajduje się w Magazynie GÓRY numer 4/2023 (293)
Zapraszamy do korzystania z czytnika GÓR > link