Celem Marcina Tomaszewskiego i Marka Raganowicza było wytyczenie nowej linii na Mt Dickey. Pogoda pokrzyżowała ich plany.
Tak decyzję o odwrocie relacjonował na swoim facebookowym profilu Marcin Tomaszewski:
"Formacja, w którą wbiliśmy nasze ostrza, przywitała nas w trakcie wspinania gradem lodu z wiszących w kominach przewieszonych nawisów. (południowo wschodnia ściana). Warunki na Alasce są teraz bardzo złe, bezśnieżna zima i duże opady tuż przed naszym przyjazdem spowodowały, że ruch wspinaczkowy w tym okresie niemal zamarł. Amerykański zespół, który przyleciał z nami do doliny rownież planował wspinaczkę na Dickey. Decyzję o powrocie w doliny podjęli już po dwóch dniach i krótkim rekonesansie pod ścianą. Postanowiliśmy spróbować, choć do końca działalności byliśmy jedynymi wspinaczami w dolinie Ruth i z relacji TAT i K2 (miejscowe linie lotnicze) niemal na całej skalnej Alasce... Dotarliśmy wyżej niż podczas mojej ostatniej próby z 2014 roku z Dawidem Sysakiem. W miejscu ostatniego wycofu napotkaliśmy wystarczająco stabilnego lodu, by przebić się do stanowiska, jednak w kolejnych formacjach ściany brakowało lodowego oparcia dla naszych raków i czekanów. Lód przemienił się w przepadający na gładkiej ścianie śnieg bez jakiejkolwiek asekuracji. Ze względu na lodowe obrywy przetaczające się przez ścianę wspinaczka stwarzała duże zagrożenie. Nie obyło się bez kilku potłuczeń od spadającego lodu. To była nasza ostatnia próba na tej linii, niestety planowanie wypraw z tak wielkim wyprzedzeniem bardzo utrudnia wbicie się w optymalne warunki, bez których ciężko mówić o bezpiecznym wspinaniu na tak bardzo uzależnionej od warunków lodowych ścianie."
Warto też przytoczyć inne jego słowa, dotyczące wyprawy, ale mające także dużo szerszy i uniwersalny wydźwięk:
"Wycof w górach zawsze jest bardzo trudną decyzją. Wiedzą o tym szczegolnie Ci, ktorzy staraja się przecierać nowe szlaki, zapuszczać w nieznany teren. Nie zaprzeczę, że nie boli. Z drugiej jednak strony nie znam mocniejszego motoru do rozwoju i pracy nad sobą, kolejnymi projektami. Dla mnie. Wiem jak łatwo jest wykonać o ten jeden krok za daleko... Jeśli tylko pojawi się realne, nieakceptowalne zagrożenie odpuszczam by czuć się w mojej ścianie wolny od presji, oczekiwań czy też własnych ambicji. Najwyższą wartościa zawsze pozostanie życie i powrót do rodziny. Trzymam kciuki za moich młodszych kolegów aby nie bali się odpuszczać."
Co najważniejsze, Yeti i Regan są „niezrażeni, z kolejnymi projektami i marzeniami w głowach.”
źródło: Facebook