Kilka lat temu wydawało mi się, że podczas biegu długodystansowego wystarczą banany, batony, czekolada i to, co oferują punkty żywieniowe. Teraz wiem, że byłem w strasznym błędzie. Głód na biegu trzeba wyprzedzić. Kiedy już go czujesz – jest za późno, zaczyna się „strefa zmroku”, kończąca radość biegania i często sam bieg.
Tradycyjna żywność po trafieniu do żołądka musi najpierw zostać strawiona, by została przerobiona na energię i dopiero wtedy dostarczona do mięśni. To zajmuje trochę czasu. Cenne minuty lecą, a ty opadasz sił i dopada cię kryzys energetyczny. Właśnie dlatego przekonałem się do wcześniej nie akceptowanych przeze mnie żeli, które są łatwo przyswajalną energią. Właściwie stosowane są naprawdę skuteczne. Jest z nimi tylko jeden problem – po kilkunastu godzinach wysiłku żołądek może odmówić przyjmowania ich. Tym bardziej, że ich smak bardzo często może budzić wątpliwości – są bardzo słodkie.
Moje odkrycie z dzieciny „żywieniowej” to Peronin firmy Trek’n’Eat. Co to takiego?
Peronin to wysokoenergetyczne pożywienie w proszku do przygotowania w płynie. Jak to często bywa z wynalazkami – zazwyczaj trafiają do nas z NASA lub US Army. Ten pierwotnie był wymyślony jako pokarm dla kosmonautów. Nie jest jednak tylko szybko przyswajalną energią, jak żele energetyczne, ale stanowi niemal pełnowartościowy posiłek. W przeciwieństwie jednak do tradycyjnego pożywienia, Peronin nie musi być trawiony w żołądku, lecz jest przyswajany niemal natychmiast, tym samym stanowi bezpośrednie źródło energii. Używając trudniejszych słów z opisu producenta: „zawiera trójglicerydy o średniej długości łańcuchów kwasów tłuszczowych (MCT)”. Niezależnie jakie te łańcuchy są, ważne że są wchłaniane przez organizm już po 6-7 minutach. Środek ten dostarcza wszystkich niezbędnych składników i uzupełnia wydatki energii przy sportach, w których konieczna jest maksymalna wydajność organizmu czyli jest idealny wręcz na biegi długodystansowe.
Na zachodzie Europy i w USA już od wielu lat z powodzeniem jest stosowany przez zawodników zarówno w sportach ekstremalnych, jak i wytrzymałościowych. Używany jest podczas zawodów triathlonowych Ironman oraz przez uczestników ultra maratonów górskich i pustynnych. Jego skuteczność potwierdzają takie osobistości świata ekstremalnych sportów, jak Ueli Steck.
Przyrządzenie Peroninu jest banalnie proste. Rozrabia się proszek z niewielką ilością wody, miesza i uzupełnia wodą do ok. 500 ml. Gotowy płyn mieści się zatem do każdego bidonu. Moim zdaniem to dobry pomysł, aby jeden taki bidon zostawiać na „przepakach” lub punktach żywieniowych. Można też tę ilość płynu rozdzielić na mniejsze butelki, np. 200 ml. Sam płyn jest bardzo smaczny. Moja ulubiona wersja to „kakao”, która smakuje faktycznie jak normalne kakao. Występują jeszcze smaki waniliowe i pomarańczowe, równie smaczne.
Testowałem Peronin na długich wybieganiach, ok. 30-kilometrowych. Jeden bidon płynu powodował, że nie odczuwałem w ogóle głodu, nawet między 20 a 30 km. Przekonałem się, że mogę spokojnie zaufać temu produktowi i na pewno będę go używał podczas najbliższych ultra biegów górskich (Bieg Rzeźnika w Bieszczadach i 66 km w Krynicy).
Po raz kolejny raz przekonuje się, że do światka biegów pewnie odkrycia „technologiczne” docierają zbyt wolno, zdecydowanie później niż do świata outdooru. Dotyczy to zarówno Peronina, jak i odzieży typu Merino lub świetnej biegowej linii marki Arc’teryx. Biegacze nadal ich nie odkryli – nie wiedzą, co tracą.
Darek Gruszka
Ceneria.pl