Pierwszy raz w historii sekundy zadecydowały o mistrzowskim tytule w prowadzeniu, a nie w "czasówkach". ;-) Po kapitalnym show, jakie zgotowały publiczności zgromadzonej w Olympiaworld Innsbruck Jessica Pilz i Janja Garnbret, tytuł trafił w ręce 22-letniej Austriaczki z Haag. Obydwie w świetnym stylu i po niesamowitej walce zatopowały finałową drogę, jednak wobec takiego samego wyniku z półfinału, o złocie dla Jessiki zadecydował czas potrzebny na pokonanie drogi. Austriaczka wyprzedziła Słowenkę o bagatela... 11 sekund! Ponieważ Janja wspinała się jako ostatnia i po spektakularnej bańce również ukończyła drogę, przez pewien czas mieliśmy konsternację na trybunach, wynikającą z oczekiwania na decyzję sędziów komu w ostatecznym rozrachunku przypadnie tytuł. Po kilku sekundach wybuch radości wśród austriackich zawodników i trenerów rozlał się po całej Olympiaworld - publiczność oszalała na wieść o zwycięstwie Jessiki. Jednocześnie ci sympatyzujący ze Słowenką poczuli niesmak - komplet topów na wszystkich drogach, począwszy od eliminacji, przez półfinał i na finale skończywszy, nie wystarcza do obronienia tytułu z 2016r. z Paryża. Cóż, przepisy to jednak przepisy, choć naszym zdaniem akurat w tej dyscyplinie jaką jest prowadzenie, czas nie powinien być determinantą dla mistrzowskiego tytułu, co nie umniejsza w żaden sposób sukcesu Jessiki - chapeau bas za dzisiejszy występ i zjawiskowy wręcz progres, który młoda Austriaczka zrobiła w ostatnim czasie!
Jessy Pilz topuje finałową drogę w kapitalnym stylu. Sekundy potem Olympiahalle zatrzęsła się w posadach od aplauzu publiczności... Fot. Moritz Liebhaber / KVOE
Do wielkiego finału akces w wyniku rozgrywanej kilka godzin wcześniej rundy półfinałowej uzyskało 10 dziewczyn. Przez długi czas żadnej nie udało się sforsować ewidentnego cruxa ulokowanego nieco za połową drogi, będącego strzałem do krawądki, o powierzchni dodatkowo ograniczonej przez przykręcony przez routesetterów w odwrotny sposób chwyt. W tym miejscu przygodę z finałem zakończyły Hannah Schubert, Akiyo Noguchi, Mia Krampl i Anak Verhoeven. Szczególnie ta ostatnia mocno przeżyła relatywnie wczesny jak dla niej rozbrat z drogą - widać było, że Anak czuła się jeszcze stosunkowo "świeża" i miała spory zapas sił na dalszą walkę. Cóż, Belgijka tym samym pozbawiła się szans na obronę tytułu wicemistrzyni.
Raptem o jeden chwyt dalej dotarła młodziutka Ashima Shiraishi. Amerykanka popisała się ekwilibrystycznym sięgnięciem do krawądki, będącej swoistym nemezis dla startujących przed nią koleżanek. Cóż jednak z tego, skoro kosztowało ją to tyle siły i energii, że spadła z kolejnego ruchu. Mei Kotake i Jain Kim również dotarły zaledwie odrobinę dalej - osiągając odpowiednio miejsca na drodze onzaczone numerami 33+ i 34+. Do topu było jeszcze daleko i zaczęliśmy się zastanawiać czy którakolwiek z duetu Pilz-Garnbret zdoła dotrzeć do dwóch żółtych struktur wieńczących drogę. Te jednak rozwiały jakiekolwiek wątpliwości, zapewniając wspaniałe i niezwykle emocjonujące zakończenie finału...
Koreanka Jain Kim pokonując cruxa zapewniła sobie miejsce na podium i w ostatecznym rozrachunku zdobyła brąz. Fot. Johann Groder - EXPA Pictures
Niesiona niesamowitym dopingiem miejscowej publiczności Jessica Pilz wspinała się bardzo spokojnie i bardzo pewnie, z gracją pokonała miejsce, które zrzuciło niemal połowę stawki. Dotarłszy dwa przechwyty dalej osiagnęła high point - srebro miała już zagwarantowane... Ale Jessy udowodniła już sobie i wszystkim, że jest w stanie pokonać niesamowitą Janję Garnbret. Podczas Pucharu Świata w Chamonix, gdzie w kapitalnym stylu odniosła swoje pierwsze zwycięstwo, mogliśmy zobaczyć jaki niesamowity progres zrobiła. Aplauz i ogłuszający doping niemal całej Olympiaworld niósł ją dalej, aż do dwoch żółtych struktur na końcu drogi. Przez ułamek sekundy jak gdyby zawahała się, wykrzesła z siebie resztki sił i...skoczyła! Tego, co działo się kilka sekund później nie sposób opisać słowami - wybuch radości publiki zagłuszył głos spikera, trenerzy austriackiej kadry padali sobie w ramiona - tak jakby losy zwycięstwa i mistrzowskiego tytułu zdawały się być już przesądzone. Sama Jessy miała łzy w oczach - dała z siebie wszystko. Ale na placu boju pozostała jeszcze jej największa rywalka...
Skoncentrowana do maksium Jessy pnie się ku górze na finałowej drodze. Fot. Johann Groder - EXPA Pictures
Janja Garnbret, przebywając w strefie izolacji, nawet z założonymi słuchawkami musiała słyszeć ogłuszający ryk i aplauz publiki po zatopowaniu drogi przez Jessy. Słowenka aż nazbyt dobrze wiedziała, że przy identycznym wyniku, jaki osiągnęła wespół ze swą rywalką w półfinale i przy topie Jessiki, który właśnie stał się faktem, musi nie tylko pokonać całą drogę, ale jeszcze zobić to szybciej niż Austriaczka! Stanęła przed niebywałą presją - z takimi okolicznościami jeszcze nigdy nie mierzyła się w całej historii seniorskich startów... Wspinała się jednak w swoim stylu - jak "maszyna", z niezwykłą lekkością pokonując kolejne metry. Cały czas zerkaliśmy kątem oka na zegary - Janja nie mogła wiedzieć ile dokładnie czasu potrzebuje, ale przez 2/3 drogi była wyraźnie szybsza niż Jessika. Cóż jednak z tego, skoro kłopoty zaczęły się gdy top był już tuż tuż...Wiedząc, że nie może spaść, Słowenka spędziła niemal 45 sekund magnezjując i starając się odnaleźc optymalną pozycję ciała przy trikowym trawersie do wieńczącej drogę bańki ku strukturom. To okazało się być brzemienne w skutkach - Słowenka co prawda drogę ukończyła, w kapitalnym stylu skacząc do topowych paczek i utrzymując swing, ale zajęło jej to sumarycznie o 11 sekund dłużej niż Jessice.
Janja Garnbret topuje, ale jeszcze nie wie, że to nie wystarczyło by obronić tytuł... Fot. Johann Groder - EXPA Pictures
Zjeżdżajac z drogi Janja jeszcze nie wiedziała o werdykcie sędziów, którzy już żywiołowo obradowali... Ostatni rzut oka na pomiar czasu i wszystko staje się jasne - to Jessica Pilz jest nową Mistrzynią Świata! Zawodnicy Austria Climbing Team wraz z trenerami i działaczami padli sobie w objęcia, spiker sekundy później potwierdził sędziowski werdykt, ale jego głos utonął w aplauzie publiki. Anna Stohr odeszła na emeryturę, aż chciałoby się powiedzieć: "umarł król, niech żyje król" - austriackie wspinanie sportowe ma nową królową, a jej koronacja odbyła się wręcz w wymarzonych dlań okolicznościach. Gdy do Jessy doszło, co właśnie się stało, młoda Austriaczka zalała się łzami. I trudno jej się dziwić - zwycięstwo w takim stylu, przed taką widownią, w takim miejscu, Innsbrucku, stolicy austriackiego sportu, miasta, do którego przeprowadziła się z rodzinnego Haag, by móc trenować z najlepszymi i pod okiem najlepszych trenerów, musiało smakować naprawdę wyjątkowo. Gratulacje Jessy w imieniu całej redakcji GÓR, to była prawdziwa przyjemność móc oglądać Cię na żywo!
Janja Garnbret, Jessica Pilz i Jain Kim - trójka medalistek. Czy tylko my dostrzegamy na twarzy Janji smutek? Fot. Moritz Liebhaber / KVOE
A jak Jessy podsumowała swoje zwycięstwo? Łamiącym się ze wzruszenia głosem, przed całą Olympiaworld nowa Mistrzyni Świata skonstatowała:
"Wszystko ułożyło się idealnie - nie mam słów, żeby to opisać! Kiedy zjeżdżałam w dół, byłam niesamowcie szczęśliwa, nie mogłam w to uwierzyć, że się udało. Normalnie wspinam się wolniej niż Janja - fakt, że właśnie teraz okoliczności się odwróciły - niesamowity, jeszcze do mnie nie dotarło co się stało! Podczas drogi czułam się relatywnie bezpiecznie. Tylko końcowy skok wymagał zaryzykowania - podjęłam je, nie mając już nic do stracenia. Udało się!"
Tak przed własną publicznością cieszy się nowa Mistrzyni Świata! Fot. Erich Spiess - EXPA Pictures
Grzechem byłoby nie zapytać Janji Garnbret, co czuła po ogłoszeniu werdyktu i jak odebrała utratę tytułu na rzecz Austriaczki...choć z pewnością nie było jej łatwo, Słowenka wyznała:
"Wiedziałam, że muszę dotrzeć do topu szybko, ale też nie mogłam sobie pozwolić na jakikolwiek błąd. Byłam w 100% skoncetrowana i sfokusowana. Oczywiście, jestem zawiedziona. Niemniej, ten sezon był dla mnie wspaniały - albo wygrywałam albo byłam druga w każdych zawodach, w których startowałam."
Poniżej znajdziecie link do retransmisji finałów - polecamy przynajmniej przewinąć do 55 minuty i zobaczyć jak Jessy topuje finałową drogę ;-) Takie chwile w naszym sporcie kochamy najbardziej!
Źródło: własne/IFSC