O starej szkole zimowego cierpienia i kilkunastu dobach spędzonych w gigantycznym grenlandzkim zamrażalniku podczas pokonywania dziewiczej ściany z MARCINEM YETIM TOMASZEWSKIM rozmawia PIOTR GRUSZKOWSKI.
Paweł wytycza piękny wyciąg o trudnościach A3; fot. Marcin Tomaszewski
RZECZYWIŚCIE TO PIERWSZA W HISTORII ZIMOWA WIELKOŚCIANOWA WSPINACZKA NA GRENLANDII? AŻ TRUDNO UWIERZYĆ, ZWŁASZCZA W CZASACH, GDY BYCIE „PIERWSZYM” JEST WARTE KAŻDEJ CENY.
Przygotowując z Pawłem Hałdasiem wyprawę na Grenlandię, nie znaleźliśmy żadnych informacji o jakiejkolwiek zimowej działalności wielkościanowej na tej wyspie. Na miejscu rozmawialiśmy z Inuitami, którzy potwierdzili nasze przypuszczenia. Mnie również bardzo to zdziwiło, chociaż z drugiej strony nie znam zbyt wielu wspinaczy zainteresowanych zimową eksploracją w stylu big wall. To bardzo niszowa dziedzina, wymagająca dużej ilości sprzętu, cierpliwości i determinacji. Można by rzec: stara szkoła. Zimą na Grenlandii temperatury spadają do –35°C, nawet niżej. Od czasu do czasu zdarzają się jednak gwałtowne ocieplenia, w trakcie których słupek rtęci skacze nawet do –5°C. Wspinanie w tak trudnych i zmiennych warunkach wymaga dużego doświadczenia i dobrego planowania. Elastycznego podejścia do celu. Moim zdaniem fajnie jest być pierwszym – nie na podium, lecz „gdzieś”. To budujące i elektryzujące uczucie, jak z filmu o Indianie Jonesie. Wspaniale jest wyruszyć w nieznane, ale z pewnością nie warto robić tego za wszelką cenę. W tym przypadku bardzo szybko skończyłoby się to odmrożeniem lub innymi nieprzyjemnymi konsekwencjami. Potrzeba odkrywania jest stara jak dzieje ludzkości – w dzisiejszych czasach również można doświadczać tego pięknego uczucia, czego wszystkim serdecznie życzę!
Yeti na drugim wyciągu drogi; fot. Paweł Hałdaś
WCZEŚNIEJ DZIAŁAŁEŚ W ZIMIE NA „NIEODLEGŁEJ” ZIEMI BAFFINA. BYŁEŚ WIĘC PRZYGOTOWANY NA POGODĘ?
Sprawdzając warunki panujące zimą na Grenlandii, spodziewaliśmy się, że będzie zimno. Poza niską temperaturą dochodzi również problem z bardzo krótkimi dniami i słońcem krążącym nisko nad horyzontem. Z jednej strony widok ten jest piękny – mieliśmy wrażenie, że przez cały dzień towarzyszy nam zachód – jednak z drugiej strony słońce nie daje ciepła, a jedynie pokrzepiające światło. Nie mieliśmy właściwie pojęcia, jakie warunki zastaniemy na miejscu, ponieważ nie znaleźliśmy w sieci zbyt wielu materiałów na ten temat. Po przylocie okazało się, że pogoda jest bardzo zmienna. Niskie temperatury, silny wiatr i gwałtowne ocieplenia zmuszają do ciągłego sprawdzania pokrywy lodu w fiordach. Dostanie się pod ścianę w zimie jest możliwe jedynie dzięki skuterom śnieżnym, pulkom lub psim zaprzęgom, jednak gdy lód się roztopi i otworzy się morze, droga odwrotu zostaje niespodziewanie odcięta. Nie zawsze wynika to z wyższej temperatury powietrza – wiatr wiejący od morza Baffina wpycha ciepłe wody prądu oceanicznego pod lód, który bardzo szybko znika. Zmiany następują czasem z godziny na godzinę, co jest bardzo niebezpieczne w przypadku wspinania w ścianie, ponieważ można zostać odciętym od bazy na lodzie lub od lądu. Na Ziemi Baffina działałem z Markiem Raganowiczem w głębi fiordu, gdzie to zjawisko nie występowało i lód był zmrożony nawet do końca maja.
Rozmawiał / PIOTR GRUSZKOWSKI
Dalsza część artykułu jest opublikowana w Magazynie GÓRY numer 4/2023 (293)
Zapraszamy do korzystania z czytnika GÓR > link