Wyspa Hoy jest znana w mitologii nordyckiej jako miejsce niekończącej się bitwy pomiędzy Hedinem a Högninem. Jednak to nie mity i legendy przyciągają rzesze turystów do odwiedzin, a bajkowo-surowy krajobraz wysp leżących za północnym wybrzeżem Szkocji. Nawet trasy promów są tak wytyczone, aby podróżni mieli jak najlepszy widok na urwiste klify – na czele z St. John‘s Head i kolumną Old Man of Hoy.
137-metrowa piaskowcowa iglica „Starego Człowieka“, wystająca nieomal wprost z morza jest niewątpliwie największą atrakcją dla wspinaczy. Zdobyta hakowo w 1966 roku przez doborowy tercet Bonington-Baillie-Patey, doczekała się rok później wyścigu o „pierwsze klasyczne“ pomiędzy trzema duetami wspinaczy – trasmitowanego na żywo przez BBC dla niebagatelnego audytorium 15-milionów widzów, którzy zasiedli w tym czasie przed telewizorami... Obecnie 5-wyciągowa Original Route jest wyceniana na brytyjskie E1 5b i jest oczywiście najłatwiejszą, a zarazem najbardziej obleganą linią prowadzącą na szczytową platformę.
Niejako w cieniu „Starego Człowieka“ znajduje się wysoki na 350 metrów klif St. John’s Head. Tamteż w lipcu 1970 roku Ed Drummond i Olivier Hill w ciągu 5 dni* (z noclegami w ścianie) przehaczyli blisko 500-metrowy pasaż Longhope ceniąc kluczowe trudności na A2. Prawdopodobnie była to jedna z najbardziej znaczących dróg w owym czasie na Wyspach – z pewnością można zaliczyć ją do najdłuższych i najbardziej wymagających. „Mam szacunek dla odwagi ówczesnych wspinaczy. Hardcorowym wysiłkiem było zmierzenie się z najbardziej stromą linią bez friendów“ – podkreśla na swoim blogu Dave MacLeod.
Dave MacLeod na kluczowym wyciągu (fot. Łukasz Warzecha)
Kolejnym logicznym etapem stało się uklasycznienie drogi. Pomimo zainteresowania takich tuzów jak John Dunne czy Johnny Dawes – to jednak poważną próbę podjęli John Arran i Dave Turnbull w 1997 roku. W ciągu dwóch majowych dni uklasycznili dolną część. Trzy miesiące później, dokonując zjazdów do najwyższego osiągniętego poprzednio miejsca dokończyli wspinaczkę do krawędzi klifu. Niemniej kluczową rysę A2 ominęli z lewej, sugerując przy tym, że oryginalna wersja wyciągu może mieć nawet E10... Ostatecznie Longhope w wersji Arrana i Turnbulla otrzymało wycenę HXS/E7 6c oraz zostało podzielone na 23 wyciągi. Tym samym zniechęciło to skutecznie do powtórzeń, gdyż ze względu na „operacje linowe” przy tylu wyciągach trzeba było liczyć się z co najmniej dwoma dniami pracy ;)
Gdy w 2006 roku Dave MacLeod zadziwia świat licytując dla Rhapsody nieistniejący wówczas stopień E11 – otrzymuje nie tylko tony gratulacji i kilogramy krytyki (za zbyt mocne podbijanie stopnia). Przynajmniej jeden list wskazywał potencjalny, nowy cel dla najlepszego wspinacza tradowego. Olivier Hill sugerował w nim możliwość uklasycznienia rysy, którą pierwotnie prowadził Longhope – jako logiczny postęp w podniesieniu skali dla dróg wielowyciągowych, jako naturalne następstwo pojawienia się jednowyciągowych E10 i E11. „Większość najtrudniejszych dróg wielowyciągowych ze wspinaczką na poziomie co najmniej 8b jest drogami sportowymi obitymi spitami i stałymi hakami lub tradami z boltami w miejscach, gdzie nie jest możliwa tradycyjna asekuracja” – komentuje Dave MacLeod – „Olivier sugerował, że powinienem obić drogę, aby zadanie było realne. Niemniej nie byłem przerażony epicką próbą wspinaczki. Mój pomysł był taki, aby zrobić super trudną, długą drogę, która byłaby wymagająca psychicznie, z kruszyzną, pełną ptaków**, ciężką do zrobienia w jeden dzień – tak czysto jak to tylko możliwe”.
Pracę nad drogą rozpoczął Dave MacLeod od wyczyszczenia wyciągów, wstawiania się na wędkę w kluczowe sekwencje – a kończąc dwoma nieudanym próbami od dołu.
Ściągnięcie ekipy filmowej z Hot Aches (to ci od filmów E11, Committed), w składzie której pojawił się nasz wszędobylski współpracownk Łukasz Warzecha – podziałało motywująco na Szkota, któremu partnerował Andy Turner. „Wspinaczka w jeden dzień była wielką sprawą przy takich trudnościach drogi” – komentuje MacLeod swój sukces, dodając – „Znałem kluczowy wyciąg – 65 metrów długości o trudnościach w okolicach 8b+, ze skąpą asekuracją, wymagające 90% moich możliwości. Ale czy mogłem nie stracić 10% siły w moich ramionach po 400 metrach wspinania niżej”. Przed kluczowym wyciągiem jednak nieco sprało Szkota. „Gdyby to było 8a+ lub chociaż 8b to byłoby spoko” – wspomina odczucia przed decydującym starciem. Niemniej siła woli popchnęła wspinacza do skutecznego działania. „Wszystko, co widziałem, to zarys klamy nade mną. Chwyciłem ją i krzyknąłem z nieukrywaną ulgą”. Potem już było łatwiej. Finałowy dach za E7 i można było cieszyć się wśród fulmarów na końcu klifu...
* Dave MacLeod na swoim blogu podaje, że wspinaczka Drummonda i Hilla trwała 7 dni, podczas gdy Gary Latter twierdzi, iż było 5 dni akcji.
** Dave MacLeod użył w oryginale słowa „birdy”, które należy rozumieć jako skałę obsiadłą gniazdującymi ptakami, pełną ptasich odchodów, z koniecznością radzenia sobie z agresywniejszymi osobnikami :P