O specyfice nocnego biegania w górach – związanych z ciemnością wymaganiach, zagrożeniach i kryzysach, ale też niezwykłym klimacie przygody – z DANIELEM STROINSKIM rozmawia PIOTR GRUSZKOWSKI.
Daniel na trasie 24-godzinnych zawodów Zamieć – podejście na Skrzyczne; fot. Daniel Zając
Z JAKIMI WYZWANIAMI WIĄŻE SIĘ BIEGANIE NOCĄ W GÓRACH?
Przede wszystkim trzeba się oswoić z ograniczonym obszarem widzenia w otaczającej nas ciemności. Aby dostrzec, w którym kierunku mamy biec czy też jakie jest podłoże i gdzie chcemy postawić nogę, musimy mocno wytężyć wzrok i skupić się na tych aspektach. A to bardzo obciąża głowę. Dochodzić do tego może jeszcze strach, bo wiele osób czuje się niepewnie, biegnąc w ciemności, często w nieznanym sobie terenie.
OŚWIETLENIE TO KLUCZOWA SPRAWA, ALE LAMPA LAMPIE NIERÓWNA… NA CO ZWRACAĆ UWAGĘ, MAJĄC W PLANACH NOC NA TRASIE?
Bardzo często skupiamy się głównie na lumenach, zapominając o innych ważnych kwestiach, takich jak wygoda noszenia, waga czy sposób mocowania latarki. Jeśli w ciemnościach nie będziemy działać długo, warto mieć lekką, dobrze trzymającą się głowy czołówkę. Chodzi o to, że na krótkich trasach zazwyczaj przemieszczamy się szybciej, więc stabilność zestawu musi być duża. Z kolei gdy biegniemy całą noc lub kilka, nasze oczekiwania dotyczą wygody noszenia i długości świecenia na jednym akumulatorze. Wygodę może zapewnić na przykład dodatkowy, górny pasek, który pozwala poluzować opaskę wokół głowy, a mniejszy ucisk – uniknąć dyskomfortu związanego z długotrwałym noszeniem czołówki. Jest to często niedoceniany aspekt, którego znaczenie dostrzegamy wraz z rosnącym doświadczeniem.
Daniel Stroinski; fot. Jacek Deneka / UltraLovers
JUŻ PIERWSZEJ NOCY MOGĄ WYSTĄPIĆ PROBLEMY ZWIĄZANE Z DEFICYTEM SNU. CZY JESTEŚMY W STANIE IM ZAPOBIEC? JAK NA NIE REAGOWAĆ?
Średnio doświadczony ultras powinien przetrwać pierwszą noc w miarę spokojnie– tak naprawdę problem pojawia się od drugiej. Czeka nas zatem walka z narastającym zmęczeniem fizycznym i psychicznym oraz problemy z racjonalnym postrzeganiem rzeczywistości. Aby jak najlepiej sobie z tym radzić, w zależności od biegu i dystansu, polecam około 15-minutowe drzemki. Chodzi o tak zwany reset głowy, jaki osiągniemy, zamykając na chwilę oczy i wyłączając myślenie. Bardzo często nawet tak krótki odpoczynek pozwala wrócić do pionu i kontynuować bieg. W przypadku startów na dystansach 300 lub 400 kilometrów spałem w sumie około półtorej godziny, zaczynając od drugiej doby. Było mi to potrzebne, aby nie popełniać błędów nawigacyjnych, żywieniowych oraz aby utrzymać odpowiednią prędkość i świadomość.
Rozmawiał / PIOTR GRUSZKOWSKI
Dalsza część artykułu znajduje się w Magazynie GÓRY numer 2/2023 (291)
Zapraszamy do korzystania z czytnika GÓR > link