Polskiego wydania doczekał się wreszcie klasyk alpejskiej literatury przewodnikowej. Książka ta nie jest szczegółowym przewodnikiem, lecz przeglądem szczytów i prezentacją najważniejszych dróg. Osoby wybierające się na te góry powinny więc sięgnąć również do innych źródeł. Taki był zresztą zamysł autora, podającego informacje o tym, gdzie szukać dokładnych informacji i opisów. Cenne i ciekawe są zamieszczone w opisach szczytów informacje historyczne, na które w normalnych przewodnikach z reguły brakuje już miejsca. W „Alpejskich czterotysięcznikach” znajdziemy również opisy dojazdów do punktów startu dla konkretnych dróg – zarówno własnym samochodem, jak i środkami komunikacji publicznej. Atrakcyjność publikacji podnosi duża ilość zdjęć, przeważnie przyzwoitej jakości technicznej. Rzucił mi się w oczy tylko jeden błędny podpis. Widok na Möncha i Eiger „ze szczytu Jungfrau” na stronie 41 jest w rzeczywistości widokiem spod przełęczy Rottalsattel.
Najsłabszą stroną przewodnika jest dość niefortunne prezentowanie kwestii związanych z bezpieczeństwem – niektóre wpadki autora oryginału zostały skorygowane przypisami polskiego wydawcy. Przykładem może być podawanie szczelin jako głównego zagrożenia na drodze, prowadzącej na Mont Blanc przez Grand Mulets. To niebezpieczna pomyłka, zapewne częściowo wynikająca z faktu, że od pierwszego wydania książki minęło 20 lat, a stan lodowców zmienił się od tego czasu dramatycznie. W tym miejscu przypis słusznie zwraca uwagę na podstawowe w drodze na ten szczyt zagrożenie serakami, podobnych korekt domaga się jednak wiele innych opisów.
Chybiony wydaje się w ogóle sam pomysł stworzenia rubryczki „Niebezpieczeństwa”, bo w zasadzie na wszystkich alpejskich drogach występuje ten sam PEŁNY zestaw zagrożeń. Pojawiają się one w różnym natężeniu, ale na drodze słynącej na przykład z przedzierania się przez skomplikowane systemy szczelin zagrożenie wypadkiem związanym ze szczelinami jest pewnie mniejsze, niż tam, gdzie nie jesteśmy skoncentrowani właśnie na tym niebezpieczeństwie. Nie wiadomo więc, kiedy tak naprawdę o nim ostrzegać – kiedy jest w oczywisty sposób widoczne, czy wtedy, gdy okoliczności usypiają naszą czujność. Przejrzenie tego punktu w odniesieniu do kolejnych szczytów wskazuje na brak spójnej koncepcji, co prowadzi do pojawiania się takich „perełek” jak np. w opisie Aig du Bionnasay, gdzie czytamy: niebezpieczeństwa: bardzo marne dojścia. Na graniach uwaga na nawisy. Przy całej swojej wiedzy o górach, nie wpadłbym na niebezpieczeństwo marnych dojść – cokolwiek to oznacza...
Istotny błąd pojawia się w opisie przyjmowania śmigłowca. Czytamy tam: Nadlatujący helikopter ustawiany jest tyłem do wiatru przez jedną osobę, stojącą w pozycji „tak” (oba ramiona wysoko wyciągnięte). Można się zastanawiać, na ile celowe jest podawanie informacji, która jest mało przydatna w praktyce. Piloci będą raczej polegać na własnym wyczuciu niż na pomocy nieznajomych. Z pewnością nie powinni wierzyć autorowi książki, bowiem nie można pozwalać sobie na takie pomyłki: to osoba przyjmująca ma stać tyłem do wiatru, a śmigłowiec lądować pod wiatr!!!
I chociaż opis mankamentów zajął tu więcej miejsca, to ocena książki jest jak najbardziej pozytywna. To naprawdę wartościowa publikacja dla miłośników Alp, dobrze spełniająca swoją podstawową funkcję. Może być zarówno inspiracją przy wyborze celów, jak i fundamentem dla budowania planów wyjazdowych.
Marcin Kacperek
Richard Goedeke, Alpejskie czterotysięczniki, Sklep Podróżnika 2006
"Góry", nr 9 (148), wrzesień 2006
(kg)